Dziwne, że dziś piątek, a nie trzynastego...
Biorę rano Tazosa na ręce, ten zaczyna szaleć, bo mam jabłko. Coś mi tam mignęło, pacyfikuję - jakaś biała plamka na oku. Pięknie. Diagnoza - weterynarz.
Ważę chłopaków, Tazos przybrał, Cheetos schudł. No nic, więcej biegał, może akurat, diagnoza - do obserwacji.
Biorę potem Cheetosa, odgarniam mu lwie włosie tłumacząc mu, że trzeba obciąć, a tu taaka łysina. Ani to czerwone, ani nie drapie mi się, tylko ma łyse.
Takie o:
No i się poschizowałam, bo generalnie leci mu sierść.
U weta Tazos znowu okazał się okazem zdrowia, a plamki depigmentacją, że podobno normalne.
U Cheetosa w zeskrobinach nie wyszło nic. Wysłaliśmy dalej na badania pod kątem grzyba i dostaliśmy prewencyjnie imaverol do smarowania I czekamy...