Nie wyobrażam sobie, żebym miała nie dawać świniom zieleniny z podwórka, a latem, przy fajnej pogodzie, kisiła je w domu... No cóż - trudno, oby to "tylko" to.
W ogóle wchodzę do weta, a tam jakiś stażysta z kumplem chyba siedzą. I słyszę tylko: No co ty, w ornitologa się bawisz czy co?
Rozglądam się po gabinecie, a na stole siedzi sobie gołąb, a w klatce skacze kos z (chyba) złamanym skrzydełkiem.
My też już jak tylko gdzieś idziemy, to patrzymy pod nogi. Pod domem już walają się niebieskie (więc chyba po kosach) skorupki jajek - mam nadzieję, ze w tym roku maluchy nie będą tak uparcie wyskakiwać z gniazd podczas deszczu i upałów
Jutro mija rok jak Cosiek jest u nas. I jak przez tych długich kilka miesięcy mały zwiewał do domu na widok kogokolwiek, tak od tygodnia, tak jak Drops, jak tylko kogoś zobaczy, podbiega do prętów, kwika cichutko i czeka na mizianie

Wszyscy w domu się cieszą, pomimo że podobno nikt nie lubi tego wypłosza
