Chłopcy mi się ostatnio okrutnie kłócili. Funiek przeleciał nawet raz przez całą klatkę, walnięty przez Bysia. Na szczęście po dwóch dniach wszystko się uspokoiło i znowu panuje zgoda. Nie wiem... Oni jakąś męską rujkę mają od czasu do czasu... 

Bysiek po chorobie zaczął znowu ładnie tyć i powoli dogania Fuńka - grubasa.  
 
 
Ach! Spryt moich świnek mnie zadziwia... Odkąd wyjęłam półeczkę, bojąc się, że któryś w trakcie walki uderzy o jej kant, Bysio zaczął namiętnie zawijać matę, która opiera się o brzegi kuwety i się na takiej pozwijanej wylegiwać. Ja z kolei namiętnie tę matę poprawiam, żeby żwirek spod spodu nie wyłaził. Dzisiaj rano mata była zawinięta, a na rogu przytrzymywała ją miseczka, której ja na pewno tam nie położyłam... Widać w kwestii wystroju klatki nie mam już nic do powiedzenia.  
 
 
 

Tak wyglądała klatka w okresie świnkowej wojny:

Zawieszenie broni i czas na odpoczynek:

Ryjek!
 
 

Bysio woli dreptać po kanapie, niż po Dużej.
 

Za to u Dużego można się rozwalić...

A Fuńkowi wszystko jedno u kogo, byle usiaść dupką do twarzy... 
 
 
 
 
 

I jeszcze Funiek szczuplaczek:

I grubasek...
 
