długo nic nie pisałam, a działo się trochę. Niestety - ostatnio same niedobre wieści.
Welurek choruje, nie jest dobrze. Wczoraj znowu odwiedziliśmy jego lekarzy, jest podejrzenie ropnia w szczęce za okiem. Prawe oczko wytrzeszczone, a zęby po tej stronie brzydkie się zrobiły.
Chudnie wyraźnie, po 15g dziennie, obecnie z kilogramowej (w maju) świnki zrobił się mizerak 825g. Włączamy karmę ratunkową, 10 strzykawek dziennie ma zjeść, musi być w dobrej kondycji na wtorek, kiedy jest zapisany na RTG głowy i korektę zębów.
Jeżeli potwierdzi się ropień, to prawdopodobne będzie usunięcie gałki ocznej.
Ma krzywy zgryz - możliwe, że od zawsze, bo odkąd jest u mnie to widziałam, że siekacze ściera po lekkim skosie, i ten skos widać też w głębi pyszczka, z jednej strony górne zęby bardziej starte, z drugiej dolne. Ma malutkie zadziory na zębach, tak małe, że zwykle śwince jeszcze nie przeszkadzają, ale delikatnym świnkom nawet takie zadziory mogą dokuczać. A Welur raczej z takich delikatnych. Możliwe, że któreś zęby będzie trzeba usunąć, będą sprawdzane we wtorek w narkozie.
Niby coś je bidulek, ale mało. Od 12 dni jest na lekach przeciwbólowych, możliwe, że dzięki temu jest w stanie w ogóle jeść. Plus antybiotyk, probiotyk, kapsułki na trawienie i apetyt, wit. C i Genomune na odporność. No i karma ratunkowa.
Bobczy mało i nieładnie. (Bobki obydwu świniaków były zbadane pod kątem pasożytów, jest czysto).
Martwię się

Dzisiaj Welur już prawie nic sam nie zjadł, chociaż chce. Na odgłos krojenia marchewki stanął słupka i zakwikał, ale zjeść nawet plasterka nie dał rady. Próbował Kaktusowi z pyska nadgryzione warzywa zabierać. Udało mu się zjeść dopiero odrobinę drobno startej marchewki i trochę ziół Herbal Pets. Więc zapycham go tą karmą ratunkową, dziś przynajmniej nie stracił nic z wagi. Ale pociecha to marna

I siedzi prawie bez przerwy w norce polarowej (a w mieszkaniu 27 stopni!)
A Kaktus? Walczy od kwietnia z "czymś" na skórze... Zaczęliśmy leczenie w jednej lecznicy, był leczony na grzybicę, kilka różnych kuracji, aż lekarz się poddał i przekierował nas do innej lecznicy, specjalizującej się w małych gryzoniach (nie wiedziałam, że taka w Katowicach jest). I tu kontynuujemy od czerwca. Możliwe, że to wcale nie była grzybica, zmiany są różne, nawracające, nie pomogła kuracja przeciwgrzybicza, antybiotyk też nie, pasożyty to też nie są. Obecnie w laboratorium próbują cosik wyhodować na próbkach a ja czekając na wyniki kąpię Kaktusa co 3 dni w dwóch różnych specyfikach...
I tak niewesoło u nas...