Wreszcie zabrałam prosiaki ze sobą. Mama nie chciała ich oddać, widziałam że miała płacz na końcu nosa jak wyjeżdżaliśmy. A ja nie mogłam się doczekać aż w końcu dojedziemy do nowego domku
Droga daleka, trzy godziny jazdy, więc nieco bałam się jak zniosą tak długą podróż (najdalej były u weterynarza jak dotąd), ale ustawiliśmy nawiew na koszyk, dałam im ogórka a w przerwie trochę zimnego napoju w butelce do poprzytulania się

po dwóch godzinach już grabcie wywalały więc chyba nie było tak źle.
I dojechaliśmy! Oczywiście pierwsza reakcja to szok, nawet zapach świeżo zerwanej z pola trawy nie pomagał. Po rozłożeniu kocyka i zainstalowaniu klatki z lekką dozą nieśmiałości jednak skusiły się na trawkę.
Klatka przez noc oznaczona ile wlezie, chociaż widzę że jednak na razie wolą w domku siedzieć.
Teraz siedzą na kocyku, ogórka dostały, i nadal się oswajamy - ja i one - z zaistniałą sytuacją
Ale jestem naprawdę szczęśliwa, że w końcu są tutaj ze mną

Spodoba im się, bo tereny wiejskie, trawa łąkowa na wyciągnięcie ręki i zdrowe warzywa z targu
