Loriain, tak, idź i zrób dokładne badanie malutkiej, najlepiej echo serduszka, które jest najbardziej miarodajne.
U Pulpetki gromadził się płyn w płucach powodujący nawracający stan zapalny. Ten płyn - z tego co rozmawiałam z lekarką od ultrasonografii - nie był efektem infekcji, a raczej to przewlekła infekcja płuc była efektem ciągłego zbierania się tego płynu, spowodowanego oczywiście niewydolnością serduszka

I dlatego też nawracająca, nie dająca się wyleczyć do końca infekcja u świnki, powinna być sygnałem alarmowym dla jej właściciela, tak samo jak te wszystkie charczenia i niewyjaśnione pukania. Jeśli od razu idziemy ze zwierzątkiem do weterynarza, to infekcja powinna dać się ładnie zaleczyć, jeśli nie, to niestety często sprawa ma drugie dno.
A to pukanie w nosku u Pulpetty, moim personalnym zdaniem, było niczym innym jak objawem hiperwentylacji, bidula próbowała się dotleniać za wszelką cenę. U nas niestety serduszko i płucka były już w takim stanie, że ciężko lekarce było ocenić sytuację (doszło do rozedmy i uogólnionych obrzęków), ale powiedziała wprost, że sprawa musiała być stara i niewykryta, przegapiona przez kolejnych wetów, bo zmiany zwyrodnieniowe były zbyt rozległe i doszło już do różnych uszkodzeń płuc i serca. Wprowadziła u nas od razu Furosemid, ale pewnie minimum o te 3 tygodnie za późno

Powiedziała mi niestety to samo co DanBea i Patrycja: że oczywiście nie może z samego obrazu USG przy takich zmianach wykluczyć, że mała miała wadę letalną, bo wady serca u świnek są różne, tak samo jak i u człowieka, i być może Pulpetka i tak żyłaby krótko, ale przy konsultacjach z kardiologami i odpowiednim leczeniu - jak sama powiedziała - można by przedłużyć znacznie jej życie i poprawić jego komfort, a może nawet, tak jak i u Rozuni, utrzymać tę wadę w ryzach i dać Pulpeci szansę na normalne życie.
Pulpetka była bardzo wyjątkową, bardzo kochaną świnką, ufną i lgnącą do człowieka. Drugiej takiej już raczej nie będę miała. Nie mogę sobie darować, że ją tak zawiodłam, że pozwoliłam na to lekarzom

Każdy dzień to dół, przepaść w którą się staczam. Pewnie z czasem mi przejdzie, czas leczy rany, ale malutka do końca życia pozostanie w moim sercu. Kładę się spać, myślę o niej, budzę się, myślę o niej, budzę się w nocy, sprawdzam czy na pewno nie ma gdzieś obok tego zawiniątka.
Rozmawiałam z Jolą na pw, zobaczę się z nią najprawdopodobniej w tym tyg. i sobie jeszcze porozmawiamy, ale na adopcję Patrysia raczej mam małe szanse. Nie dlatego, że Jola nie chciałaby mi go oddać do adopcji, ale dlatego, że Patryś pożera każdego samca. A mój Lilo, 5 miesięczny samiec US Teddy, raczej sobie w kaszę nie da dmuchać, on już ma słuszny gabaryt i masę i charakterek.
Zaczynam powoli rozglądać się za świnką-dziewczynką typu Skinny, bo kochamy Skinny całym sercem, a Lilo nie może zostać sam. On już bardzo ucichł i zmarkotniał, jest mi go po prostu szkoda. Dlatego też, zgodnie z wcześniejszym planem, jeśli nie będzie przeciwskazań medycznych, to na dniach raczej zostanie wykastrowany. Gdybyście wiedziały o jakiejkolwiek Skinny dziewczynce na sprzedaż lub do adopcji (raczej ciemnej, bo białawą świnkę z rubinowymi oczkami już mam), to proszę piszcie do mnie na pw. Oczywiście nie ze sklepu zoologicznego. W grę wchodzi albo zarejestrowana hodowla, albo adopcja, ewentualnie olx, czyli świnka z domu prywatnego, ale to w ostateczności.