Re: Andzia i Zosia, panny ze śląska
: 16 gru 2014, 12:07
po wczorajszej sytuacji jeszcze mną trzęsie...
pojechałam do tego mojego zaufanego zoologa, kupić karmę dla dziołszek. zawsze jak tam jestem to przy okazji oglądam jakie mają prosiaczki. no i tym razem była jakaś nowa, maleństwo jak na moje oko nawet nie trzymiesięczne.
wszystkie świnki wcześniej widziałam że były w dobrym stanie, ale ta nie wyglądała dobrze. trzęsła się i bardzo dziwnie oddychała, jakby coś jej przeszkadzało. pomyślałam, że może jej zimno albo się boi bo jest w nowym miejscu.
pojechaliśmy do domu, ale cały czas myślałam o tym stworzonku, nie dawało mi to spokoju. po chwili wróciliśmy do sklepu i zapytałam się sprzedawczyni, czy ze świnką jest wszystko w porządku. odpowiedziała że tak, i wzięła ją na ręce żeby mi pokazać.
już na pierwszy rzut oka było widać że nie jest w porządku - miała cały zasmarkany nosek, nie mogła nim oddychać więc łapała powietrze pyszczkiem. wyglądała kiepsko a gdy wróciła do akwarium, to niemalże się przewróciła na bok. ja na ten widok od razu w płacz, poprosiłam żeby mi ją dali obejrzeć.
sprawdzam płeć, wydaje mi się że to samczyk, nosek zapchany, brzuszek niby pełny ale jak pomacałam żeberka to wrzask. okazało się że na plecach miał jakiś kołtun ? bliznę ? strupa ? który sprawiał ból. nie wyglądał mi na kaszak, ale nie miałam pojęcia co to mogło być.
już zapłakana pokazałam wszystko sprzedawczyni, obiecała że pojedzie z nią do osoby od której ją wzięła a ona załatwi weterynarza. poprosiłam żeby mi to przyrzekła, bo jak nie to osobiście ją schowam albo kupię i wezmę do weterynarza od razu, albo zapłacę za wizytę i leki jeśli im szkoda pieniędzy. no ale jednak resztki zaufania do sklepu sprawiły że jej uwierzyłam na słowo.
no i rzeczywiście, dzisiaj chłopak był zapytać się o to biedactwo (ja nie byłam w stanie wejść do sklepu) i okazało się że byli u weta, podobno ma ropień i dlatego miał taki katar. nie do końca w to uwierzyłam, ale mam nadzieję że faktycznie świnkę obejrzał jakiś lekarz. podejrzewam że jakby to zignorowali dłużej dzień czy dwa, to świnka by nie przeżyła...
modlę się, żeby z tym maluszkiem było wszystko w porządku. wiem że zrobiłam niewiele, ale chociaż tyle...
i teraz co wizyta to będę nieco bardziej kontrolować stan zwierzaczków. choćby mnie mieli znienawidzić, nie pozwolę żeby zwierzątko cierpiało nawet jeśli dla nich jest tylko "towarem".
pojechałam do tego mojego zaufanego zoologa, kupić karmę dla dziołszek. zawsze jak tam jestem to przy okazji oglądam jakie mają prosiaczki. no i tym razem była jakaś nowa, maleństwo jak na moje oko nawet nie trzymiesięczne.
wszystkie świnki wcześniej widziałam że były w dobrym stanie, ale ta nie wyglądała dobrze. trzęsła się i bardzo dziwnie oddychała, jakby coś jej przeszkadzało. pomyślałam, że może jej zimno albo się boi bo jest w nowym miejscu.
pojechaliśmy do domu, ale cały czas myślałam o tym stworzonku, nie dawało mi to spokoju. po chwili wróciliśmy do sklepu i zapytałam się sprzedawczyni, czy ze świnką jest wszystko w porządku. odpowiedziała że tak, i wzięła ją na ręce żeby mi pokazać.
już na pierwszy rzut oka było widać że nie jest w porządku - miała cały zasmarkany nosek, nie mogła nim oddychać więc łapała powietrze pyszczkiem. wyglądała kiepsko a gdy wróciła do akwarium, to niemalże się przewróciła na bok. ja na ten widok od razu w płacz, poprosiłam żeby mi ją dali obejrzeć.
sprawdzam płeć, wydaje mi się że to samczyk, nosek zapchany, brzuszek niby pełny ale jak pomacałam żeberka to wrzask. okazało się że na plecach miał jakiś kołtun ? bliznę ? strupa ? który sprawiał ból. nie wyglądał mi na kaszak, ale nie miałam pojęcia co to mogło być.
już zapłakana pokazałam wszystko sprzedawczyni, obiecała że pojedzie z nią do osoby od której ją wzięła a ona załatwi weterynarza. poprosiłam żeby mi to przyrzekła, bo jak nie to osobiście ją schowam albo kupię i wezmę do weterynarza od razu, albo zapłacę za wizytę i leki jeśli im szkoda pieniędzy. no ale jednak resztki zaufania do sklepu sprawiły że jej uwierzyłam na słowo.
no i rzeczywiście, dzisiaj chłopak był zapytać się o to biedactwo (ja nie byłam w stanie wejść do sklepu) i okazało się że byli u weta, podobno ma ropień i dlatego miał taki katar. nie do końca w to uwierzyłam, ale mam nadzieję że faktycznie świnkę obejrzał jakiś lekarz. podejrzewam że jakby to zignorowali dłużej dzień czy dwa, to świnka by nie przeżyła...
modlę się, żeby z tym maluszkiem było wszystko w porządku. wiem że zrobiłam niewiele, ale chociaż tyle...
i teraz co wizyta to będę nieco bardziej kontrolować stan zwierzaczków. choćby mnie mieli znienawidzić, nie pozwolę żeby zwierzątko cierpiało nawet jeśli dla nich jest tylko "towarem".