Wstrętny paskud wczoraj mnie tak ohydnie udziabał jak jeszcze nigdy żadna świnia. Turbula w najgorszym stresie szczypała albo uderzała zębami, w tym drugim przypadku do krwi. Grawa czasem jak się nie odwinie i buch, zębami po czym popadnie, na przykład mojej twarzy. Krew leci, ale to draśnięcia są. Murga raz jeden minie ugryzła dość mocno, ale miała prawo, to była sytuacja wyjątkowa. Euzebiusz nigdy przenigdy, choćby nie wiem co, a zęby miał jak kosy. Drań wczoraj przy wkładaniu na wybieg wbił mi się ogromnymi siekaczami w palec jak pies. Po prostu z niecierpliwości, żeby już się dorwać do haremu (taaaa, znaczy wymarzonego haremu, a obecnie raczej babińca). Krew się lała. On już miewał takie pomysły, że bardzo mocno szczypał, ale nie do krwi. Zawsze z adrenaliny. Ale wczoraj mnie okropnie wkurzył jednak. Bardzo potem mściwie dopingowałam Murgatruśkę, która ma ruję, żeby mu dała do wiwatu. Ale zanim Murga pojawiła się na wybiegu, zażądała sesyjki z ukochanym Dużym i nie była obecna jak Grawa i Wstrętny Gryzoń dostali szwungu i galopowali, tak galopowali w kółko w podskokach. teżewe to jest żółw w porównaniu. Zbroczonym aparatem filmowałam, a potem się okazało, że nie wcisnęłam czegoś i tylko myślałam, że to robię. Ech......
Potem Duży wziął go na rozmowę męską, podczas której paskud siedział słodko się pusząc i patrząc na mnie tymi bystrymi oczyskami. Ale nie podziałał na mnie manewr słodkie oczka, ponieważ za dużo już tego. Mam ewidentnie niedoleczone zapalenie oskrzeli, a Burakura znowu chora.
Mam dość wszystkiego. W domu syf, idą święta, roboty pod sufit w pracy, jak kaszlę i prawie nie sypiam, Młoda 39 stopni, świn gryzie, na materacach plamy kredowe. cczyli czeka nas jeszcze badanie moczu całej ekipy.
