Mam nadzieję, że się szybko dogadacie. Mały diabeł tasmański ma motorek, ale co jest świetne, ten motorek jest ukierunkowany w stronę poznawczą, nie odwrotnie.
U nas jeszcze trochę zmartwień. Klusek krwawi, nie wiem, czy to szwy puszczają, czy musi tak być. Dziś spróbuję się do kogoś umówić na oględziny. Gorzej, że większość lekarzy się go boi mimo, że to takie łagodne bydle.
Nasi prowadzący doktorzy wakcjują lub czasowo tak sobie, pojechalim do Krak Vetu, pan chirurg wyszarpał za biedne ucho, wymacał, wytarł i dał leki. Ocenił wszystko na dobry stan, zapalenia żadnego nie ma (Uff), mówił, że zawsze jest to najgorszy czas po operacji 5-6 dnień ponoć są najtrudniejsze. Ważne, że nic niepokojącego się nie dzieje a trafiliśmy na faceta do rzeczy, który wiedział co oglądać i jak. Klusek ani razu nie warknął, może dlatego że położyłam palce na jego zębach, żeby jak coś uszanował i nie odgryzł mi ręki.
Z tej wielkiej radości, po powrocie chwyciłam na chwilę za aparat:
-
Nie będzie ogórka, nie będzie pozowania
-
Czy Ty aby nie przesadzasz z tym lekkim śniadaniem?
-
Nie marudzić, szamać. Jak nie zjemy to nie dostaniemy niczego lepszego.
