A więc tak, dziewczyny trochę przytyły, tzn. Marsylia bardziej niż trochę, a Gałuszka troszeczkę. Waga najedzonej Gałuszki dobija powoli do 370g, Marsylia ma już praktycznie 500 i powoli wygląda jak podwójna Gałuszka... Przy czym obie łakome jak nie wiem, a w zdobywaniu pożywienia celuje zdecydowanie Gałuszka, tylko u niej to nie wiem jak ale gdzieś to żarcie ginie

Grubcia na niej i jej łupach za to pasożytuje, czyli mamy symbiozę w stylu: Ty przynieś, a ja zjem

Gałuszka szybko przeszkoliła się przy moim stadzie i doszła do wniosku, że w tłumie to lepiej stać na baczność i świszczeć jak świstak, żeby czasem o Tobie nie zapomnieli jak żarcie idzie. Gdy ktoś z nas wchodzi do pokoju od razu biegnie do kratki i staje słupka, częstowana bierze żarcie z ręki i zabiera się za konsumpcję. Przy próbie wyjęcia z klatki oczywiście ucieka na wszelki wypadek, ale na rękach od razu się uspokaja. Daje się tulić i głaskać, drapać za uszkami, a z poziomu moich rąk i kolan bada czujnie nasze stado, które ją strasznie interesuje. Dzisiaj przy porannym ważeniu zwiała do mnie z wagi na kolana

A Marsylia... Chyba się wybiera na Marsylię

Panikara nie z tej ziemi. Na rękach super, nawet stopkę nieśmiało potrafi wyciągnąć, ale w klatce ciągła panika. Biega, skacze, popcornuje, urządza wyścigi, wszystko wyżera, ale najmniejszy nieznany dźwięk od razu ją płoszy i mała daje nura do norki. Myślę, że z czasem się oswoi, ale będzie potrzebowała więcej czasu. Gałuszka natomiast ma zadatki na mega kontaktową prośkę.