Loriain - dziękujemy!

Nasi milusińscy prezentują się przeuroczo w kalendarzu. A wrzucę tutaj kartkę z listopada.
Nicek z Florkiem nawet w drugiej wersji się do siebie tulą (pojedyncze zdjęcia takich duecików podobają mi się najbardziej). Są od dawna rozdzieleni, bo nawet przez kraty agutek próbuje odgryźć nosek koleżce. Na szczęście temu jednemu konkretnemu "wrogowi", a nie każdemu. Przecież Florek-agresorek to też ofiara stresu, to bardzo denerwujące, że wciąż nie może Nicka dorwać i wyrównać rachunków.
Ostatnio jeszcze gorzej mu na "mózg" padło. Zaczął intensywnie gryźć sweter gdzie był zapach Nicka. Zabawki na wybiegu pogryzł i okrzyczał, a nawet z braku laku z zębami poleciał na Bogu ducha winnego Wicherka (mały chyba "tylko" oberwał w futro i ucho, ale nie na wylot więc do wesela się zagoi). Powrót do klatki gdzie przed chwilą było spokojnie już okazał się niemożliwy, bo tam też pachniało Nickiem. Tak mu odbiło, że nie można było ich zostawić na noc razem. Po rozdzieleniu Wicherek rozpaczał całą minutę, po czym zajął się swoimi sprawami. A gamoń jeden wciąż wisiał na kratach i się skarżył głośno. Ech, dotychczas zamienialiśmy panów NN i WF miejscami, a młodziaki wąchali uważnie i aż podskakiwali z radości. Teraz Florek kipiał ze złości, a więc wzięłam ich w innym ubraniu, na świeżo wyprany koc, bez wspólnych zabawek, podłoga umyta z dodatkiem olejków eterycznych i ponowne łączenie. Opłacało się zrobić im awanturę, bo dostali 3 razy większy wybieg niż zwykle, cała powierzchnia płytkowa w mieszkaniu (trochę ze zdziwieniem na mnie patrzyli przy progu czy na pewno wolno przejść? - jacy mądrzy! Od razu załapali, że do łazienki i przedpokoju tak, a do pokoju pokazałam, że nie to nie

) Ale wróćmy do meritum, mimo tych zabiegów obaj szczękali na siebie zębami. Kurczaki pieczone, przecież znają się praktycznie od urodzenia! Pierwszą noc spali obrażeni na siebie - jeden w kuchni, drugi w łazience. A rano już ganiali się normalnie tj. "
zobaczysz jak ja ci skoczę", "
a właśnie, że mi nie skoczysz", "
to moja miejscówa, a nie twoja". Grunt, że już nikt nie myślał o zęboczynach. Trzeciego dnia: "
Co się tak patrzysz Duża, leżymy sobie i tyle. Co wczoraj niby kłóciliśmy się o ten taboret? Żartujesz..." Świnki przemiłe i przegrzeczne. Zmiatały posłusznie wszystko co im rzuciłam do żarcia, zero wydziwania. A nawet, rzecz u nas dotąd nie spotykana!, zaczęły jakieś 80% produkcji składować w jednym wybranym kąciku. Nie byliśmy przygotowani na piramidę rodzynkową więc kuwetki żadnej im nie wstawiliśmy, tylko jak zwykle kocyk (taki syf się zrobił w tym jednym narożniku, że zamiast do prania poszedł na śmietnik). No nic, najważniejsze, że znów zapanowała letnia sielanka w domu i zagrodze.
