Cooyo pisze:Po takiej ilości bobków widać, że naprawdę długo czekał...

Tylko minutkę.

Po prostu ruszył swój szanowny tyłeczek i okazało się, że coś wypadło mu z kieszeni.

A przyczyniliśmy się do popchnięcia sprawy, bo dostał przed fotką swoją porcję 25ml papki + zagrychę. Serio, niby chory, a apetyt ma wielki, on wciąga rano i wieczorem po 25ml (a podobno 50ml to całodzienne zapotrzebowanie świnkowego brzuszka), rozgląda się jeszcze za dokładką, dostaje coś innego np. potrafi tym świeżo upaćkanym pyszczkiem wtrynić pół cykorii i kilka gałązek koperku, potem trzeba te soczystości obowiązkowo zagryźć siankiem, a suche popić wodą, a mokre uzupełnić suchym, i tak jeszcze przez dobre 5 minut, zanim prosiak może zrobić przerwę i chwilę odpocząć.

Niestety, leń siedzi w nim jeszcze większy. Cudna ambrozja, wyrywana ze strzykawką rozrobiona w miseczce i zostawiona panom NN na noc będzie jedynie napoczęta, a reszta się zmarnuje.

Podane jedzonko z miłością prosto do pyszczka to zupełnie co innego. Na szczęście waga pokazuje na początku znów ósemkę zamiast siódemki. Cieszymy się, jednocześnie mamy nadzieję, że przy takim gwałtownym tuczeniu świni nie pęknie żołądek czy cóś? W końcu on w ciągu dnia normalnie pojada różności też.
No właśnie doktory mówią, iż już nie musimy mu dawać syropku ani herbatki z koperku na brzuszek, coś tam delikatnie czasem zabąbelkuje, ale jest OK. Uff, to przy wieczornych obrządkach zostało już tylko osiem rzeczy do pamiętania (2 na serce, 2 na płuca, 2 na stawy, 2 dodatki techniczne: karmienie i opatrunek). Prześwietlenia twierdzą, że zapalenie płuc jeszcze niedoleczone, zmieniliśmy nowy antybiotyk na ten, który pomógł nam w Wielkanoc więc jesteśmy dobrej myśli. Równocześnie wróciliśmy do czarciego pazura na ból stawów, a zdaje się, że było to tak:
1) Zdrowie = zdrowe jelita.
2) Coś popsuło się z metabolizmem u staruszka. Nadmiar wapnia zaczął odkładać się w organizmie.
3) Odchudzenie mu ulżyło w sprawności ruchowej, ale nie naprawiło powykręcania.
4) Pogorszyło się więc żeby sobie ulżyć sam zaczął rozsuwać łapki na boki.
5) Nie wiem czy nadal nad tym w pełni panuje i może się wyprostować w dowolnym momencie. Wchodzenie do norki z okrągłym wąskim otworem nie zawsze się udaje za pierwszym razem. Łeb wszedł a coś (łapki rozstawione szeroko) blokuje i nie daje wejść do środka. Świnia się dziwi, idzie coś przekąsić i robi kolejne podejście, a potem długo cieszy się zasłużoną sjestą.
6) Zasugerowano nam do rozważenia laseroterapię. Hm, brzmi trochę kosmicznie. Czy to nie leczenie objawowe, a przyczyna...?
We krwi wyszedł zaburzony stosunek Ca:P więc jeszcze przed spotkaniem z wetem poczytaliśmy o diecie Ratewatchers. Bardzo sympatycznie wygląda to na papierze, bierzesz np. pięć produktów i ich suma musi wynieść nie więcej niż jakieś 6,4-6,6 (bo 6,5 : 5 = 1,3 - tyle ma zawsze wyjść). Ułożyliśmy piękne i urozmaicone menu na 4 dni, jednak dochodziło do dziwnych scen typu: "
Nie dawaj mu dużego pomidora, bo dziś w grafiku jest mały (cherry ma o 0,2 mniej wapnia)". Jeszcze lepiej, wytłumacz świni, która nie mieszka, nota bene, sama, iż każdego produktu ma zjeść dokładnie po tyle samo gram... No cóż, pomyślałam, że może po prostu trzymać się zasady jeden produkt wysokowapniowy dziennie, reszta jak leci. Jednak okazało się, że byliśmy nadgorliwi. Nie mamy żadnych akcji z kamieniami/nerkami itd. więc specjalna dieta nie jest wymagana. Po prostu jest za mało fosforu więc trzeba go zacząć suplementować. Jak? Banan co drugi dzień i już. Alternatywą mogłyby być ewentualnie płatki owsiane, tyle, że nie dawaliśmy mu wcześniej i nie wiemy czy by go od nich nie wzdęło. Teraz w trakcie antybiotykoterapii nowości w diecie to zdaje się średni pomysł.
A co u panów WF? Oczywiście - akcja!
Florek i Wicherek:
Hej, Duża, źle ułożyłaś ten nowy drybed, ale, nie martw się, już poprawiliśmy.
Wicherek:
Teraz kryjówka pod hamakiem jest jeszcze fajniejsza.
Florek:
Jam to, nie chwaląc się, sprawił.
Florek:
A teraz czas na drzemkę. Uuuaaa...
