No zdrówko to by się nam naprawdę przydało, bo ciągle coś. Mam sporo świnek przewlekle chorych (jak nie zęby, to serce albo guzki tarczycy).
Teraz walczymy o Orego
Zaczęło się w piątek wieczorem (tradycyjnie). Wyglądało na zachłystowe zap. płuc, bo dwa dni wcześniej jadł łapczywie ze strzykawki gimnastykując się przy tym przy przedniej szybie.Trochę mu zaleciało nie w tą dziurkę i zakasłał. Za jakiś czas odmówił jedzenia, picia i przestał wychodzić z domku, troszkę rzęził. Antybiotyki i steryd podane w ciemno nie zadziałały. W poniedziałek od rana było już naprawdę beznadziejnie i nie łudziłam się, że wyjdzie z tego. Chodziłam sprawdzać, czy oddycha. Nadal jednak podawałam leki. We wtorek z rana po kroplówce... wstał na łapki i podszedł chwiejnie do ogórka. Spakowałam świnię i wbiliśmy się między zapisanych pacjentów.
Bo teraz wcale nie jest łatwo dostać się do weterynarza- wszystko na zapisy. Do tego nasza Dr ma zmniejszoną liczbę godzin. Jedno spojrzenie i złapanie świniaka za okolicę żuchwy wystarczyło do postawienia właściwej diagnozy: ropień!
No tak- jak już wiedziałam, to i ja go potrafiłam wyczuć pod palcami. Wcześniej- nie widziałam
Ore był już w naprawdę kiepskim stanie, nawet nie trzymał temperatury. Ale postanowiłam spróbować, mimo wszystko.
Bo widziałam chęć życia, kiedy poszedł rano do tego ogórka, a teraz nawet wspiął mi się po swetrze uciekając Doktórce ze stołu(!). No jak nie spróbować..
Ale musiałam go zostawić, bo mając wcześniej do czynienia z ropniami wiedziałam, że pewnie trzeba będzie jezdzić co parę dni na dokładne czyszczenie. A ja nie wiem, czy będę mogła, bo praca w tej chwili jest nieprzewidywalna.
Na szczęście Ewa i Michał sami od siebie zaproponowali pomoc. Jestem Im ogromnie wdzięczna!
Choć jest mi głupio i źle, bo odwalają za mnie teraz najgorszą robotę, czyli np. czyszczą tą ziejącą dziurę po ropniu.
Ore jest słabiutki, ale chyba czuje się lepiej, niż przed zabiegiem. Nie wiem, czy dobrze zdrobiłam ciągnąc go za uszy, ale jakoś nie potrafiłam uśpić w tym momencie..