
Dziś w nocy odszedł Leszek.. Wiedziałam, że ten czas się zbliża nieubłaganie. Byłam i jestem pogodzona, chociaż ogromnie mi żal..
On był naprawdę dzielny. Jak na tyle chorób, które go dręczyły- myślę, że żył długo. Już 5 lat temu jego życie wisiało na włosku. Wtedy, gdy dr Kasia w Medicavecie usunęła mu nadziąślaki, właściwie w ostatnim momencie. Wtedy był znacznie bardziej wyniszczony, niż teraz.
Udało się go wtedy uratować, odzyskał siły i żył zupełnie normalnie. Do czasu, aż pojawił się guz nad nerką- z racji położenia- nieoperacyjny. Do tego chore nerki i serce, oraz korekty trzonowców raz w miesiącu. Ostatni rok, to opieka terminalna, mnóstwo leków. Pozwoliło mu to żyć dość komfortowo. Jakoś na jesieni przyplątało się jeszcze ciężkie zapalenie płuc, ale i z tym sobie poradził. Żył sobie spokojnie i po cichutku.
Myślę, że nie cierpiał, jeszcze wczoraj jadł trawę..
Tu można zapalić świeczkę dla Lesia viewtopic.php?f=71&t=3474&start=360