Dziś niestety nie wiem co robić
W nocy działy się dantejskie sceny, tzn. Franek zwariował i rzucał się na Normanka. W końcu po którejś z rzędu pobudce przedzieliłam klatkę na pół i wreszcie Normanek mógl się spokojnie zdrzemnąć.
Wcześniej pół dnia byli na wybiegu i Franek ganiał Normanka, turkotali, ale uważałam że to mieści się w granicach normy. Po sprzątnięciu klatki i włożeniu ich do niej myślałam że będą zmęczeni i padną. I owszem, chwilę poleżeli ale później zaczęła się jazda i ganianie, prowodyrem był Franek. Biedny Normanek biegł od końca do końca klatki, oparł się łapkami o pręty i tak długo stał patrząc na mnie. Nigdy tego nie robił i to wyglądało jak prośba o pomoc. Zrobiło mi się go strasznie żal, położyłam mu kocyk na domek, bo tam sobie polegiwał.
W nocy kotłowali się i ganiali, piszczeli, darli, turkotali i kotłowali, rozbijali o sprzęty, była to robota Franka. Wściekłam się na niego i rozdzieliłam klatkę na pół złożonym pudłem. Normuś wreszcie odsapnął, spokojnie zjadł. Franek kurdupel ciężko zdziwiony. Jestem wściekła na niego, po powrocie do domu muszę wyprzytulać Normusia.
Nie wiem co dalej robić, niby nie zauważyłam krwi, ale nie mogę pozwolić żeby jeden był gnębiony przez drugiego. Wieczorem na wybiegu znowu ich poobserwuję ale boję się konfrontacji

Myślałam, że już jako tako się dogadali, mieli okresy całkiem przyzwoite, a teraz takie coś ...
