Wczoraj pobiegła za TM ostatnia z mastomysy, Esmeralda. Pomógł jej pan dr. Z dnia na dzień starość dawała się we znaki coraz bardziej i odbierała sprawność. Tylne nóżki już praktycznie nie działały, zaczynała cały czas pełzać. Musiałam pomagać w dostaniu się do miski z jedzeniem.
Mastomysy to super zwierzątka. Nie do brania na rączki, nie do miziania ale do obserwacji głównie. Pewnie już nigdy nie będę takich miała. Chyba, że przez przypadek do mnie trafią tak jak to rodzeństwo. Była 6-tka, którą udało się uratować. Dwójka maluchów i rodzice niestety skończyły marnie. Dzisiaj nie mam już żadnego "ogoniastego"
Emeralda była najśmielsza, najbardziej wojująca, taka szefowa. Najdłużej się dobrze trzymała, jakby czas się dla niej zatrzymał.
Żegnaj Esmeraldo

dla reszty moich "myszaków": Maszy, Helenki, Remiego, Muszu i Warcisława oraz ich rodziców i rodzeństwa, którzy zginęli przez ludzką głupotę.