Ja się chyba starzeję. Rozleniwiłam się.
Przyzwyczaiłam się, że mam mądre, ułożone psy.
Aż tu nagle zabrakło Czaty. Pojawiła się Pajda... i bywa, że szlag mnie trafia!
Szczenię, więc szaleje, mało jeszcze umie, rozpiera je energia, niekoniecznie dobrze rozładowywana.
Zauważyłam, że są dni, gdy strasznie mnie irytuje, że to młode jest i głupie jeszcze, że nie rozumie co do niej mówię, że nie umie jeszcze prawie nic z tych rzeczy, które umiała Czata.
Czata poza sztuczkami, to tak po prostu umiała słuchać, rozumieć i mówić/pokazywać, co chce. Dało się z nią rozmawiać!
Z Pajdą absolutnie nie. Z moją drugą suką, Jagną, też nie. Bywa, że mnie to dołuje.
Chciałabym, żeby Pajda już była starsza i umiała wiele rzeczy.
Czasem mam radochę ucząc ją, a czasem męczy mnie to i nie chce mi się. A z drugiej strony żal mi, że nie mam już tak mądrego psa, jak Czatka, więc czuję presję, żeby Pajdę pouczyć. Tylko jej entuzjazm i rozkojarzenie wystawiają moją cierpliwość na próbę.
A chodzenie na luźnej smyczy, to nasza kompletna porażka. Tzn. moja porażka.
Nie mam cierpliwości, żeby ją uczyć konsekwentnie.
Gdy wychodzimy na spacer we dwie, tylko ja i Pajda, jest super. Pajda idzie grzecznie, zatrzymuje się, gdy czuje, że skończył jej się zapas smyczy. Cud, miód i orzeszki.
A gdy idziemy jeszcze z Jagną lub mamy innego psa w bliskiej odległości..

Koszmar! Pajda głuchnie na wszystko. Jest tak nakręcona na psa, że nie zauważa nawet, gdy pociągnę ją za ogon!
Przy Jagnie bywają chwile, że jest lepiej i się czasem na mnie umie skoncentrować. Ale czasem tylko.
Doszło do tego, że odechciewa mi się spacerów w parku. Nie umiem dojść z nimi dwiema na raz!
Gdy idzie z nami mój mąż, jest lepiej. Ja biorę Pajdę i idziemy sobie przodem, klikając i liżąc pasztecik.
Wojtek z Jagną kawałek za nami. Ale gdy mam trzymać dwie smycze, przy czym Pajda biega wokół Jagny, skacząc jak dziki osioł i wieszając się jej na uszach... odechciewa mi się wychodzić z domu.
