oj tak, tak, kochana to ona jest
a szybka z zwinna jak błyskawica, bo złapanie jej na wybiegu graniczy z cudem

w klatce też, ale zaganiam ją do domku i głaskam po nosku, a wtedy jest moja
Uwaga !
editt : 24.07.2013
wczoraj zdębiałam
było tak już ok godz.21, jak wróciłam do domu, więc pomyślałam sobie "cały dzionek siedziały w klatce, to je wypuszczę na podłogę, a w tym czasie posprzątam klatkę", na trawce był spokój, w klatce też, to dlaczego mi do głowy nie przyszło, że może byc zupełnie inaczej na "wybiegu pokojowym"
a mianowicie...
zatkałam wszystkie luki pod szafami, dziury i wejścia, np. pod tapczan OK !
pierwsza poszła na podłogę Lenka, biegała i popiskiwała sobie cicho pod noskiem, zaznajamiając się z nowością i pomyślałam - super, nie boi się ! potem położyłam Jurka, który o dziwo zaraz z głośnym terkotaniem podbiegł do Lenki i kręcił dupką nie jak w zalotach, ale jak do faceta (czyt. smrodząc, jak samiec do samca), hmmm...Lenka zaczęła uciekać.
no nic - postawiłam Busię i... dopiero zaczęło się zamieszanie
w błyskawicznym tempie, dodam nieśmiało, bo to było właściwie kosmiczne tempo...
wszyscy wszystkich ganiali i gwałcili się wzajemnie (no właściwie to tylko chciano tak robić)
Juras Lenkę, Busia zaczepiała i wskakiwała na Lenkę kręcąc dupcią jak samiec, Lenka odganiała Jurka i otrzepywała się "z Busi"

potem Juras wziął się za Busię, a Busia dziabnęła Jurka w tyłek... w tym samym czasie Lenka zaczepiała i wchodziła na tyłek Busi

istny cyrk ! a ja ? ja się bałam, że zaraz będzie kocioł i się pogryzą, a że tak szybko się przemieszczały pod ławą, pod fotelem, dookoła pokoju, to spocona cała (biegając za nimi po kolanach) po jakiś 10 minutach rozebrałam się do majtek i stanika (nerwy i ekscytacja + duszny wieczór zrobiły swoje) ale za to założyłam rękawice w razie koniecznej interwencji,
można sobie wyobrazić jak fajnie wyglądałam
a na to wszystko do pokoju weszła moja mama...
cóż, zrobiła dziwną minę, ale jak zobaczyła ten raban w pokoju i dosłownie kotłujące się świniaki, to szybko zrozumiała i wycofała się
świnie padły na pysk (ja też) po chyba pół godzinnej gonitwie i ustalaniu hierarchii, ale ja nadal nie wiem, co ustaliły

leżały zdyszane i śmierdzące, obok siebie... zrobiło się późno, więc je odłożyłam do klatki, ale nadal osobno i był spokój jak zwykle
a teraz pytanie :
czy to tylko chodziło o nowe terytorium ? czy mogę je już po kolejnej gonitwie (np. dziś) włożyć do tej klatki już bez kratki dzielącej ? a jak będzie im "za ciasno" do biegania i poleje się krew ? może kilka razy tak na podłodze ? aż przestaną i zaakceptują się ? czy może to nie dobrze, że tak jest raz razem, a raz osobno ?

ale w jednej klatce są i sie wąchają przez kratki
