Przetrwała noc. Lepiej nie jest, ale nie jest też gorzej. Nadal nie je, niedowład nóg się utrzymuje, świszczy niczym stara ciuchcia, umówione jesteśmy na wizytę w MV z rana (otwierają o 10, więc pewnie tak się zjawimy). Je po troszeńku ratunkową i zagryza pojedynczymi źbłami siana. Potem opada na jakiś czas z sił i chęci, by za jakąś godzinę znów to samo. Cały czas podaję bobotic. Spóźniłam się z metocroplamidem i furosemidem 4 godziny - zasnęłam, a przy pewnym natężeniu stresu śpię tak, że nic mnie nie budzi

Teraz od półtorej godziny siedzimy sobie w fotelu - Dorotka na moich kolanach, zawinięta w kocyk. Może tak jej się łatwiej oddycha, bo ma paszczę ciut wyżej? Zauważyłam wczoraj, że tak się kładzie, z głową na czymś ciągle.
Zobaczymy, jak będzie dalej. Trzymajcie kciuki przede wszystkim za to, żeby się nie męczyła, ok? Bez względu na wynik wszystkich zabiegów bardzo bym chciała, żeby się nie męczyła.