wizyta trwała baaaardzo długo, na całe szczęście w poczekalni Rifka jadła chrupki i warzywa z ręki, bo ona w sumie tylko tak już je, jak jej podstawiam a najlepiej trzymam. P mówi, że pewnie dlatego, że wtedy jest stabilna i jej się lepiej je.
Na początek zrobiliśmy RTG, taki flak z niej, że bez znieczulenia się obyło.. i całe szczęście, bo okazało się, że Rifi przy ujściu cewki moczowej ma wielkiego kamola

no i niestety trzeba było ją dać na wziewkę i go wyjąć.
Przy okazji zajrzał do zębisk i póki co ma jak na całą świnię piękne zęby. Oczka mruży bo ma lekkie zapalenie, także przemywamy i kropimy póki co zwykłymi kropelkami (biedny pan w aptece, te nie bo z alkoholem, te nie bo coś tam

). P nadal uważa, że do uszkodzenia, mikrowylewu czy coś doszło gdzieś wysoko w ośrodku nerwowym skoro cała jest taka słaba, jest to nieodwracalne i rehabilitacja nic nie da. Jest też szansa, że trzuska poszła jej.. ale spróbuję raz czy dwa, podpatrzę i najwyżej będę coś sama działała. Mówił, że prędzej mogę masować jej łapki żeby poprawić krążenie. Niestety krwi nie pobieraliśmy, było by to za dużo dla niej jak na jeden raz.. widok świni która próbuje wskoczyć mi na ręce choć ledwo nogami porusza.. smutne..

musiałam ją tulać prawie całą wizytę.
Choć P nie przyjmuje w poniedziałek, to zgodził się nas przyjąć na badania krwi gdy mu powiedziałam, że tylko on i D mogą coś przy moich świnkach robić i niech lepiej mnie nie pyta dlaczego

więc teraz właśnie zaczynam pracę by w poniedziałek się zwolnić.
ahh.. ostatnio nie udało się pańci wystarczająco mocno przestraszyć.. także trzeba było spróbować kolejny raz.. gdy wczoraj wróciłam z pracy..
