Re: ★ Kiedy świnka się zepsuje... Mikołaj★
: 17 mar 2015, 19:50
Nie wiem jak to powiedzieć - chyba najprościej.
Mikołaja już z nami nie ma. Bryka za TM...
Miał być niezbyt skomplikowany zabieg - kastracja. Chłopcy się gryźli niemiłosiernie. W końcu postanowiłam, że spróbujemy tą sprawę w ten sposób rozwiązać. Zabieg udał się bez problemów. Zaczęło się po zabiegu - świnek zalał sobie płuca. Gdy przyjechałam go odebrać leżał z pyszczkiem w oparach tlenu podawanego rurką wprost pod nos. Leżał tak do zamknięcia lecznicy, po czym wzięłam go domu. Był w miarę stabilny ale słaby. W domu okazało się, że chce wstawać ale nie bardzo mu to idzie - cały czas był osłabiony. Nie chciał jeść ani pić więc podawałam mu powoli wodę i papkę z suchej karmy. Nie chciał sikać ani bobczyć pomimo delikatnego masowania podbrzusza. Siedzieliśmy tak do ok 3:30 po czym... Miki powiedział mi "do widzenia"...
Nie rozumiem czemu musiałam pożegnać kolejną świnkę w ostatnich czterech miesiącach... nie potrafię tego ogarnąć. Tym bardziej, że naprawdę mi zależało. Tosiek miał wycięty guz tarczycy. Zabieg poszedł bez problemu. Pożegnał się z Czubkiem i ze mną dwie godziny po powrocie do domu. Wiem, że świństwom jest raźniej kiedy są razem więc padła decyzja - Mikołaj i Czubek...tylko czemu znów musiałam z łzami w oczach znaleźć następne odpowiednie pudełko po butach?
Mam ogromne wyrzuty sumienia - gdybym nie zdecydowała się na kastrację Mikołaj dalej by żył, chociaż prawdopodobnie w osobnej klatce. Wiem, że każdy zabieg o ryzyko ale...
...przepraszam, że nie dałam rady.
Mikołaja już z nami nie ma. Bryka za TM...
Miał być niezbyt skomplikowany zabieg - kastracja. Chłopcy się gryźli niemiłosiernie. W końcu postanowiłam, że spróbujemy tą sprawę w ten sposób rozwiązać. Zabieg udał się bez problemów. Zaczęło się po zabiegu - świnek zalał sobie płuca. Gdy przyjechałam go odebrać leżał z pyszczkiem w oparach tlenu podawanego rurką wprost pod nos. Leżał tak do zamknięcia lecznicy, po czym wzięłam go domu. Był w miarę stabilny ale słaby. W domu okazało się, że chce wstawać ale nie bardzo mu to idzie - cały czas był osłabiony. Nie chciał jeść ani pić więc podawałam mu powoli wodę i papkę z suchej karmy. Nie chciał sikać ani bobczyć pomimo delikatnego masowania podbrzusza. Siedzieliśmy tak do ok 3:30 po czym... Miki powiedział mi "do widzenia"...
Nie rozumiem czemu musiałam pożegnać kolejną świnkę w ostatnich czterech miesiącach... nie potrafię tego ogarnąć. Tym bardziej, że naprawdę mi zależało. Tosiek miał wycięty guz tarczycy. Zabieg poszedł bez problemu. Pożegnał się z Czubkiem i ze mną dwie godziny po powrocie do domu. Wiem, że świństwom jest raźniej kiedy są razem więc padła decyzja - Mikołaj i Czubek...tylko czemu znów musiałam z łzami w oczach znaleźć następne odpowiednie pudełko po butach?
Mam ogromne wyrzuty sumienia - gdybym nie zdecydowała się na kastrację Mikołaj dalej by żył, chociaż prawdopodobnie w osobnej klatce. Wiem, że każdy zabieg o ryzyko ale...
...przepraszam, że nie dałam rady.