Mam jeszcze chwilkę to wstawię resztę fotek.
Inez - On ma większość kiepskich pomysłów.
W niedziele rano pojechałam z Toffim do weta. Zrobiliśmy USG. Okazało się, że to nie kamień bo tego się bałam. Już przecież miał takie akcje. Wyszło zapalenie. Pewnie zmarzł jak latał po działce

Biegał w kubraczku ale widać arystokrata z niego większy niż myślałam. Rudemu, odpukać, nic nie jest. No załamka, chucham na nich i dmucham

U weta dostał antybiotyk w zastrzyku. Wyszliśmy a ten od razu najadł się trawy i zwymiotował. Myślałam, że jak zawsze musi odreagować wizytę. Poszliśmy ze dwa przystanki na spacer bo autobusu długo nie było. Weszłam do sklepu kupić wodę bo zaczął ciężko oddychać i myślałam, że mu gorąco. Odwracam się a ten filozof leży. Podbiegłam a Toffi opuchnięty i ciężko oddychający. Wzięłam go na ręce i złapałam przejeżdżającą taksówkę. Pan mi oświadczył, że on mnie z psem nie zabierze, więc biegłam z psem na rękach do gabinetu. Dostał steryd, adrenalinę i pod kroplówkę podłączyliśmy. Był tak słaby, że nawet nie biegł za mną jak do łazienki wyszłam. Kto to wiedział, że ma uczulenie na ten antybiotyk!? Pierwszy raz w życiu dostał Marbocyl.
Jak emocje opadły to się nabijaliśmy bo Toffi wyglądał jak shar pei. Pyszczek się w kaganiec nie mieścił.
Potem przyjechał TŻ z Rudolfem. Rudi w domu był bardzo niespokojny i nie chciał jeść. Nie wiem, może czuł, że z "bratem" coś nie tak. JAk tylko weszli, Toffi się ożywił a Rudi polizał go w oko.
Już w domu:
"Co mi tu uwiązali? Hm..."
"nie ruszałem, jestem niewinny"

"jestem cierpiący"
Coś dla stopofili. Nie świńska, ale zawsze stopa
Teraz codziennie podaję mu inny antybiotyk w zastrzyku w domu.
-"Toffi, zastrzyk"
- "Nie ma mnie"
