W naszym wariatkowie się sporo dzieje.
14-go w piątek o godzinie 8.40 zaczyna się akcja punkcji pęcherza u Toffiego, badanie krwi i takie tam inne.
Winnie i Ginger przez tydzień brały syrop na kokcydia i wyglądają jak nieboskie stworzenia. Bo przecież trzeba było pluć. Ginger to ma tylko pod brodą a Winnie wszędzie, łącznie z plecami. Miały być kąpane w środę ale .... ehh no tak, o tym później.
Mam na tymczasie Radarka po wyleczeniu z grzybicy a jeszcze odebrałam 3 małe samiczki, które okazały się mieć wszoły. Dwie pojechały dzisiaj na tymczas do Oxi a jedna jest zarezerwowana w Szczecinie. W domu było 16 świń na małej powierzchni mieszkania.
Wieści od moich prosiaków: Włada już bez tego wielkiego strupa, ładnie się goi powstała rana. Pierrette miała akcje z wahaniem wagi i biegunkami ale to akurat po lekach na tarczycę. Do tego krople do oczu. Yeti też kropelki. KAżda mieszkała w osobnej klatce bo obserwowałam je i podawałam non stop jakieś specyfiki. Wlada z tym strupem też musiała sama siedzieć bo reszta na nią właziła i wąchała. Spokoju biedna nie miała.
W środę miałam na rano do pracy. Zadowolona jechałam do domu z myślą, że odpocznę. Moja zmienniczka jest na urlopie i głównie teraz po południu jestem w pracy. Wróciłam i wyszłam na dwór z psami. Poszłam tam gdzie zawsze i puściłam wariatów, żeby szukali piłki. Toffi znalazł...... małego kociaka ledwo żyjącego. No w sumie mógł się pomylić. Piłka mała zielona, kulista a kociak czarno-biały kształtu kota. No podobne co nie?

Wróciłam do domu po transporter, zabrałam to brudne i słabe stworzenie do domu. W uszach miał kopalnie świerzbowca, oczu nie było widać takie zaropiałe, owrzodzenie rogówki lewego oka (możliwe, że oko nie do uratowania:() brudny, poklejony. W łazience przygotowałam mu świńską klatkę, żeby nie trzymać go w pokoju z powodu moich kotów. Zauważyłam, że kociątko dziwnie oddycha.Szybko wsiadłam w taksówkę i pojechałam do lecznicy, gdzie pracuję. Potem wszystko poszło błyskawicznie. Tlen, inkubator, leki, RTG, test FIV/ FeLV. Płynu w płucach nie było, czyli mogliśmy wykluczyć FIP. Nikt nie miał nadziei, że przeżyje noc. No, może malutką. Zabrałam go do domu. Długo siedziałam i patrzy lam jak śpi taki mały i biedny, z wenflonem w brudnej, chudej łapce. Wcześniej psikałam go fiprexem bo pchły po nim skakały jak szalone. Spał a ja wyciągałam kleszcze i dobijałam uciekające pchły.
Położyłam się po północy a o 1.30 obudził mnie Toffi. Myślałam, że chce na dwór ale on zaprowadził mnie pod drzwi łazienki. Mały cichutko miauczał. Weszłam a on stał na chwiejących się nóżkach w kuwecie. Wczoraj zaczął już sam jeść. Wykąpałam go bo był okropnie brudny. Cały kociak jest pogryziony przez pchły, całe ciałko w strupach. I tak sobie żyjemy. Smarujemy, czyścimy, psikamy, zastrzykujemy, kroplówkujemy. Zaraz też ze mną do pracy jedzie.