Za nami pierwszy wspólny dzień. Pierwsze śniadanie, pierwszy obiad, pierwsza kolacja i pierwsze chrupanie między posiłkami. No i pierwsza kąpiel (z konieczności), którą chłopaki znieśli bardzo dzielnie. Ogólnie dzień stresu dla nas i dla świnek. Czy podołamy, czy nas zaakceptują, czy będą czuły się dobrze? Początki były trudne, zwłaszcza dla Mohera. Furkan śmiałek, niczym się nie przejmował, jadł wszystko co postawiliśmy mu pod pyszczek, niczym nie gardził, z zaciekawieniem wyglądał z domku przez wejście i przez okno, podgryzał swój domek, spacerował po łóżku i wąchał wszystko. Moher, bardziej powściągliwy, siedział głównie w norce, albo przebiegał szybciutko do domu , z myślą że nikt go nie zauważy. Odmawiał jedzenia do czasu, gdy przed jego pyszczkiem znalazł się arbuz. Rzucił się na niego i schrupal wszystkie kawałki. To był przełom - zaczął jeść inne smakołyki i spacerować po swoim domu. Na kolanach chłopaki są spokojni i dają się głaskać. Z zainteresowaniem rozgladają się. Możemy więc spokojnie oddychać, że pierwszy wspólny dzień już za nami, który zarówno my, jak i swinki przetrwaliśmy, a każdy następny będzie lepszy
