Bunia:
Postanowiłam zająć się bimbrownictwem. Wiadomo, alkohol za kratami to cenny towar. Tylko skąd wziąć drożdże? Pomyślałam, że sama sobie wyhoduję. We własnym brzuchu. Jak wymyśliłam, tak i uczyniłam. Niestety nakryła mnie Klawiszka do spółki z kosmitami. Za karę wmuszają we mnie teraz taki żółty płyn. Zapewne zatruty, ale nie takie trucizny już przeżyłam.
A! Podsłuchałam, że kosmici zamierzają mi kraść torby trochę później, na razie zadowolą się likwidacją mojej gorzelni. Podobno anorektyków okradać nie wypada. Klawiszka mnie teraz tuczy. A tak chciałam zająć się świńskim modelingiem... Wymyśliłam już sobie nawet pseudonim artystyczny: Bunja Schabik. No nic, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Trzeci Klawisz:
Było futro. Nie ma futra.
Nie pierwszy raz kradzież ta okrutna spotyka mnie z rąk bezdusznej Klawiszki. Zawsze jak bierze w dłoń Nożyczki Zagłady i mnie przywołuje moim imieniem oficjalnym to już wiem, że czas uciekać truchcikiem do łazienki. Ona nie odpuszcza; woła mnie dalej. Wracam w końcu, chodem płaszczkopodobnym, przygruntowym. No bo jednak mam szacunek dla władzy. Czasem.
Łypię na nią wytrzeszczem z ukradka. Siadam jak najdalej, tyłkiem do niej, i macham ogonkiem, że niby o co chodzi, ja tu przyszłam tylko posiedzieć. Ta mnie dopada. Obraca mnie to jedną stroną, to drugą. Czas leci. Futro leci. Nożyczki skrzypią. Podejmuję liczne ukradkowe próby ucieczki zawsze kiedy Klawiszka obraca się na moment. Klawisz włącza się w okrutny proceder i podnosi mi to którąś łapę, to kuper, to ogon, to głowę, to ucho. Na moje wymowne spojrzenia nikt nie zwraca uwagi. Nie mają litości.
Łyso mi. Nie wiem tylko po co im to całe futro, moje i Majki. Może sweter będą robić, albo poduszkę wypychać.
