Chyba czas najwyższy napisać co u mnie i świnek, bo trochę czasu zeszło...
Ogólnie to się wyprowadziłam od rodziców na swoje mieszkanie, takie naprawdę moje, wynajmowane ale własne. Z moim mężczyzną

który od razu zaakceptował świnki, nawet bez mrugnięcia okiem. teraz się nimi też opiekuje i mi pomaga. mieszkanie w tym samym mieście, jakieś 10 minut drogi piechotą od rodziców, więc daleko nie odleciałam

czuję się wreszcie jak pani domu, w końcu zaczęłam piec (dostałam elektryczny piekarnik), dużo mam ciągle na głowie ale tak to już jest. mieszkanie urządziłam po swojemu, 100% IKEA, czekam aż mi meble zaczną po szwedzku gadać. ale podoba mi się bardzo.
u świnek w porządku, nie licząc paru epizodów.
Zosia generalnie trzyma się dobrze, tylko grubnie dosyć, ale w styczniu będzie mieć 7 lat więc przymykam na to oko.
Stefan sobie wyhodował ropnia na nosie, konkretnego, nie chciała jeść i schudła. Dr Szwedy nie było to musieliśmy jechać do weta w Silesii. nawet nie było tak źle, ropień oczyszczony, leki dostała, jest już lepiej. skończyło się na tym, że aktualnie Zośka jest grubsza od Stefana, ale dopóki nic im nie dolega, to nie będę interweniować.
mama została bez świnek, nawet pytała mnie o jakąś z adopcji, ale póki co zrezygnowała. usłyszałam że w sumie to za nimi tęskni bardziej niż za mną
