Do Wszystkich zainteresowanych : Pernilla się obraziła! / na szczęście nie na mnie.../. :
Był u nas "mopsi" weterynarz na "okresowym przeglądzie" BELLI, no i tak ugadałam,że może by tak krogulcze szpony na świniowych stopiszczach skrócić.A że ja 2-gi tydzień zdycham na jakąś infekcję, mamuśka moja trzymała panny, a wet dzielnie przystąpił do działania! Z Belindzią poszło gładko, przycupnęła cichutko, a po chwili już...była w stołówce. Natomiast panna Pernilcia urządziła pokaz! Krzyk,pisk, wierzganie i "zębowanie" ile się da! Mało biedny lekarz nie stracił palców...W takiej bójce ,niestety, krew się polała...To znaczy dwie kropelki z jednego paluszka...A kto winny nieszczęściu ? Ten kto panią trzymał, czyli prosiaczkowa babcia. To już kolejny dzień, a Perniś nie tylko ucieka, ale odwraca się tyłem do Niej i udaje,że nie widzi...Stan utrwalony .I teraz mamuśka moja ma pytanko : jak przebłagać jaśniepanienkę, bo na smakołyki nie reaguje.....?
Mnie się upiekła ta tragedia bo stałam odpowiednio daleko,więc ode mnie łaskawie małe co nie co przełknie...Macie jakieś rady?
Przy okazji nadmienię,że ran śmiertelnych nie stwierdzono....