One dbaja o moją kondycję fizyczną, bo ostatnio latam do MV z torbą i autobusem, do którego nie mam blisko. W obie strony taxi wynosi mnie każdorazowo 60zł. To wolę wydać na co innego ( na przykład na pellet

).
Dziewczyny na tym zielonym i sianie sikają tak straszliwie, że codziennie wymieniam prawie cały żwirek, a raczej były żwirek

, wygarniam tego błota pół kosza na śmieci. Wszystkie polary etc do prania przynajmniej raz dziennie, nawet drybed tego nie wytrzymuje.
Na wybiegu od jakiegos czasu stawiam im drewniany domek niegdśs wzgardzony przez Grawkę (to znaczy wnętrze, bo na dachu siedziała non-stop). Obecnie jest to obiekt sporny, zwykle wygrywa Turubla i tam tkwi. Wczoraj podnoszę domek a następnie Turbę i co widzą moje oczy? Zarys domku pięknie utowrzony z grubej warstwy bobów obficie podlanych stosowną cieczą

. Gdyby nie to, że rzuciłam się do grzania lodowatych mokrych girek i takiegoż brzucha, to bym cyknęła fotę stulecia.
Dziś obcinałam Grawisi jej mokre i śmierdzące kudły. Żeby tego flejtucha utrzymać we względnie przyzwoitej formie, musiałabym kąpać ją do drugi dzień. A taka to była czyściutka świnka, ale cóż, ryba psuje się od głowy, jak samica alfa nie jest fanatykiem chodzenia za potrzbą za chałupę, jeno bobczy i siura gdzie leży, to to się udziela młodszum koleżankom.
Dieta idzie jakoś, nawet całkiem znośnie., ale wczoraj turbula była bardzo wzdęta, aż się przestraszyłam. Ostatnio zauwazyłam, że ona zupełnie przestała lubić tak uwielbiany niedawno jeszcze probiotyk. Ucieka i wyrywa głowę. A grawa ten wzgardzony probioty zjada z mlaskaniem, czyli to nie kwestia leku, tylko pacjenta.
