Re: Żurek, Alfik [*10.12.15.], Miecio, z Homerem żle
: 17 gru 2016, 22:18
Dzięki za kciuki.
Pulpecja, Twoja kotka potem jeszcze sobie normalnie funkcjonowała? Chodziła normalnie, sikała, kupkała?
Próba wyniesienia Homera na siku skończyła się niepowodzeniem. Trzymaliśmy go, ale nie był zainteresowany ani wąchaniem ani tym bardziej sikaniem. Mam nadzieję, że nic mu się od niesikania nie zrobi, ale nie mam jak go zmusić. Był za bardzo przerażony swoją niemocą... Powiększyliśmy mu materac i położyliśmy duży ręcznik. Jak zechce, to niech sika. Zapomniałam od mamy przywieźć podkłady od miśków... A jutro u weta spytam, czy mogą z niego coś nieco wycisnąć. Skoro u świnki się da, to może u pieska też. Jedziemy z rana.
Wiecie, ja nie wymagam od siebie wiele. Ja właśnie nie chcę się załamywać, a każda taka sytuacja ze zwierzakiem mnie powala, brak mi sił, boli mnie całe ciało, nie mogę jeść. Już chciałam iść w poniedziałek po zwolnienie, ale nie mogę zwariować. Pies jest pod kontrolą. A w pracy nerwy mi się zajmą innymi sprawami. Teraz to najgorsze, że Mig w środę jedzie... Ale do środy to już będzie po 4 dawkach, więc powinno być już lepiej. Mama każe mi się sprowadzać, ale nie mam ochoty być z ciotką pod jednym dachem. Szczerze mówiąc nie bardzo ją trawię...ale to długa historia i mocno zawiła...Szkoda słów. Więc nie wiem, czy jednak nie zostanę sama w Sopocie. I dopiero na wigilię pojadę. Zobaczę. Choć jednak z mamą łatwiej. Z moją mamą łatwiej. Ona się super chłopakami zajmuje. Homerem też by umiała, choć to trudniej. Ale ma od wtorku wolne, to miałaby go na oku. Zobaczę.
Dlatego wolałabym być trochę mniej czuła, mniej empatyczna, bardziej egoistyczna, bardziej myśleć o sobie i moich bliskich ludziach, a nie zwierzętach. Ja chyba Migiem się tak nie przejmowałam, jak miał pierwszy raz atak nerwicy i wylądowaliśmy w szpitalu...Muszę zacząć nad tym pracować, w sensie nad sobą. Robię co w mojej mocy i własnym stresem zwierzakowi nie pomogę. To będę powtarzać sobie codziennie po 20x.
Pulpecja, Twoja kotka potem jeszcze sobie normalnie funkcjonowała? Chodziła normalnie, sikała, kupkała?
Próba wyniesienia Homera na siku skończyła się niepowodzeniem. Trzymaliśmy go, ale nie był zainteresowany ani wąchaniem ani tym bardziej sikaniem. Mam nadzieję, że nic mu się od niesikania nie zrobi, ale nie mam jak go zmusić. Był za bardzo przerażony swoją niemocą... Powiększyliśmy mu materac i położyliśmy duży ręcznik. Jak zechce, to niech sika. Zapomniałam od mamy przywieźć podkłady od miśków... A jutro u weta spytam, czy mogą z niego coś nieco wycisnąć. Skoro u świnki się da, to może u pieska też. Jedziemy z rana.
Wiecie, ja nie wymagam od siebie wiele. Ja właśnie nie chcę się załamywać, a każda taka sytuacja ze zwierzakiem mnie powala, brak mi sił, boli mnie całe ciało, nie mogę jeść. Już chciałam iść w poniedziałek po zwolnienie, ale nie mogę zwariować. Pies jest pod kontrolą. A w pracy nerwy mi się zajmą innymi sprawami. Teraz to najgorsze, że Mig w środę jedzie... Ale do środy to już będzie po 4 dawkach, więc powinno być już lepiej. Mama każe mi się sprowadzać, ale nie mam ochoty być z ciotką pod jednym dachem. Szczerze mówiąc nie bardzo ją trawię...ale to długa historia i mocno zawiła...Szkoda słów. Więc nie wiem, czy jednak nie zostanę sama w Sopocie. I dopiero na wigilię pojadę. Zobaczę. Choć jednak z mamą łatwiej. Z moją mamą łatwiej. Ona się super chłopakami zajmuje. Homerem też by umiała, choć to trudniej. Ale ma od wtorku wolne, to miałaby go na oku. Zobaczę.
Dlatego wolałabym być trochę mniej czuła, mniej empatyczna, bardziej egoistyczna, bardziej myśleć o sobie i moich bliskich ludziach, a nie zwierzętach. Ja chyba Migiem się tak nie przejmowałam, jak miał pierwszy raz atak nerwicy i wylądowaliśmy w szpitalu...Muszę zacząć nad tym pracować, w sensie nad sobą. Robię co w mojej mocy i własnym stresem zwierzakowi nie pomogę. To będę powtarzać sobie codziennie po 20x.