Już wiem że przy łączeniu moich panien będzie sporo "atrakcji". Na razie młodsza piłuje kraty i próbuje na siłę wydostać się do starszej Pysi. Próba spotkania na trawie wypadła krwawo - Pyśka gruboskórna straciła kłak sierści, a młodsza ma ranę za uchem. Tłuką się zapamiętale i prawie latają w powietrzu! Szybciutko rozdzieliłam pudełkiem. A teren neutralny, pełen żarcia...
Mimo kwarantanny dla nowej świnki, musiałam doprowadzić do spotkania, bo młodsza Ryśka nic nie je i nieruchomieje na nasz widok. Traci w ciągu dnia sporo na wadze, przez te swoje "umieranie". Z tego powodu też musiałam ją ręcznie dokarmiać. Pomaga tylko obecność drugiej świnki, kiedy przynajmniej skubie coś do towarzystwa. Je tylko jak nie ma nikogo w domu - praca i noc.
O dziwo, na kolanach Ryśka przytulona - trochę na siłę - i drapana po pleckach tak wywala nogi tak, jak żadna jeszcze prośka! Wręcz domaga się drapania i pieszczot. Robi się z niej, nie przesadzając, pół metra świnki

Pysia tak samo wtula się na kolanach i rozpłaszcza do głaskania...
Boję się, że będę miała dwa proludzkie miziaki, ale w osobnych klatkach... Czy jest szansa, że terapia szokowa i oswojenie w klatce nowego malucha przyniosą efekty? Na przekupstwo jedzeniem Ryśki na razie nie ma co liczyć, bo skubnięcie jednego listka z ręki to maksimum.