Dzięki wielkie za życzenia
Homer posuwa po ogrodzie już praktycznie sam. Zakładam mu szelki, to po pierwsze, już wie, że to oznacza wyjście, a po drugie, jak wpada w krzaki, to łatwiej mi go wyciągnąć

Nie, na serio, te szelki pozwalają właśnie uniknąć wpadnięcia w krzaki. Jak już widzę, że się za bardzo zatacza nad jakimś gąszczem, to go nakierowuję w drugą stronę. Jutro wezmę smycz, to powinno być jeszcze lepiej. U mamy są różne głazy i górki i muszę go bardzo pilnować, żeby się nie zwalił. Kupa brzydka, ale powinno być lepiej niebawem. Najważniejsze, że wychodzimy 4x dziennie po ok 25 minut, Homer ciągle łazi (znaczy zatacza się, ale już coraz bardziej po prostej idzie). Czasem jednak wpadnie do jakiegoś krzaczka, ale nie zdążę nawet podejść i już sam wstaje
Ale muszę przyznać, że przez tą całą historię, te święta były najgorsze w całym moim życiu. Przez te 2 tygodnie tragicznie źle spałam, od zmęczenia i zmartwienia nie jadłam prawie i kręciło mi się w głowie. Wczoraj spałam na strychu...Homera zostawiłam samego w salonie. Dziś też tak zrobię. Trudno. Muszę się wyspać, a on i tak leży i śpi, więc nic mu się nie stanie. Ok 10 stycznia jedziemy na kontrolę, to mam nadzieję, że Homer sam wejdzie do kliniki
A na dodatek w piątek miałam kolejny etap rekrutacji...ostatni już. Teraz zadzwonią jaka decyzja. Ciągle się waham, bo to jednak korpo. Ale na 200% nie chcę pracować w urzędzie.