Musimy coś napisać, bo w końcu wątek nam skasują

A pisać przy 9 świniach jakoś nie bardzo jest kiedy...
W międzyczasie dużo się działo i cały czas się dzieje, weta zaliczyliśmy pewnie z kolejne naście razy. Meg przeszła kontrolną wziewką i kolejne RTG stomatologiczne, widmo ropnia nam się na szczęście rozmyło, wszystkie zmiany na RTG się cofnęły, więc najwyraźniej organizm poradził sobie ze stanem zapalnym. Cały czas nie mam rozwikłanej zagadki z jej brzuchem, tj. skąd to zgrubienie na jelitach, jej filmik z usg obejrzało kilku weterynarzy w kilku klinikach i coraz bardziej skłaniają się wszyscy ku opinii, że to jednak chyba jakieś otłuszczenie i sklejone w tym miejscu razem jelita, a nie ziarniniak lub nowotwór. Muszę umówić się z nią na ostateczną kontrolę jakoś w okresie między świątecznym, może wreszcie nadejdzie rozwikłanie zagadki. Chwilowo jej odpuściłam, raz że miałam serdecznie dość tachania jej i stresowania co rusz po wetach, a dwa że doszłam do wniosku, iż lepiej te 3-4 tygodnie odczekać i może coś w tym obrazie się zmieni, a jak nie to tym bardziej utwierdzę się w przekonaniu, że tak już ma i daj Boże strachy na lachy. Lilo po raz kolejny wyłamał sobie zęby co już jest chyba tradycją w przypadku tego prosiaka. Jak widzę jego "głupi uśmiech" to już wiem o co chodzi. Pinki nam się pochorowała, nabawiła się zapalenia gardła/tchawicy i nie dawała sobie i nam spać charcząc głośno. Antybiotyk doustny z początku coś średnio działał, więc skończyła jak Meg na wziewce i dokładnym RTG, zwłaszcza że urządziła dziki koncert u weta każdorazowo przy próbie poruszenia jej szczęką. Okazało się jednak na szczęście, że to nie problem ze szczęką, a z wrodzoną histerią, a Pinki to nie pacjent z poważnym problemem natury stomatologicznej, a jedynie rozhisteryzowana panikara z syndromem: dotknij mnie, a będę wrzeszczeć!. Tak czy siak, Pinki postanowiła pobawić się w podaj cegłę i sprzedała bakcyla całej reszcie, także spędziłam upojne 10 dni nebulizując turowo całe stado po 2 razy na dobę. Modliłam się jedynie, żeby nam się nebulizator nie spalił, bo chodził po około 2.5h na dzień i robił się już gorący. Na koniec całych cyrków Ivy postanowiła nie być gorszą od reszty i zaprezentowała z boku piękną guzowatą kulkę wielkości 1 cm. Także po raz nty w ciągu miesiąca wylądowałyśmy u weta. Diagnoza: torbiel mieszkowa do obserwacji. W międzyczasie natomiast wyjaśniłam na USG jeszcze kulkę pod brodą u Haga, na szczęście nic poważnego, ale przy okazji wyszedł powiększony jeden płat tarczycy, na szczęście nieznacznie. Dochodzę powoli do wniosku, iż lepiej chyba tych świn nie badać
Poza przeprawami zdrowotnymi, cała 7mka ma się wręcz kwitnąco. Hag wspaniale odnalazł się w stadzie, trochę rządzi też dziewuchami i przestał tak dawać sobie włazić na głowę. Wygląda na mega szczęśliwego prosiaka otoczony 4ma gołymi żonami

Natomiast im więcej prośków tym bardziej żyją własnym stadnym życiem. Jedno ogląda się za drugim, pilnują, nawołują, ale przecież o to w tym wszystkim chodzi
To jak tam matka, gdzie ta nasza druga kolacja???
