Re: Lomi- dorodna puchatka - rez. [Warszawa]
: 16 lut 2017, 23:22
Miło mi <kłania się>
Już na dzień dobry (a w zasadzie na dobry wieczór) Lomi przyprawiła mnie o zawał serca. Ponieważ musieliśmy improwizować z odbiorem, to świnka zaliczyła podróż w kartonie. Wysiadam z samochodu, nakrywam ją, żeby nie zamarzła, przechodzę obok sąsiadki - jej pies obwąchuje nas, po czym szczeka, idziemy do domu, zdejmuję nakrycie i... widzę kompletnie niekumatą Lomi z szeroko wytrzeszczonymi oczami. Patrzę na klatkę piersiową, a ta się nie unosi. Kurna, albo ją za mocno przykryłam (niemożliwe!), albo jak pies szczeknął, to jej serce padło ze strachu. Telefon do Beatrice, nie odbiera, co tu robić. Usta-ryjek? Podnoszę cieple ciałko - a ta zaczyna mi się wyrywać i podgryzać mnie! No super, jak ona za każdym razem zamierza udawać trupa, to ja zejdę przez nią. Dziewczyna przerażona nowym otoczeniem i ja to rozumiem, ale litości
Ale są też dobre wiadomości - i jest ich więcej. Po pierwsze, Beatrce nie ma się czym stresować, układ pokarmowy Lomi działa świetnie, 20 kupek w ciągu godziny
Po drugie, Lomi z radością rzuciła się na seler naciowy, a z jeszcze większym entuzjazmem na Zyzię: goli ją jak zawodowy fryzjer! Dziewczyny spędziły na podłodze ponad godzinę, nie było niesnasek, żadnego kwiczenia. Zyzia trochę próbowała ustawiać koleżankę, a Lomi nie pozostawała dłużna, ale w grę wchodziło tylko odganianie się od sianka. Wszystko wygląda na razie dobrze. Lomi będzie oczywiście przepisowo smarowana, a na razie eksploruje swoją część klatki. Chodzi po niej i szuka skarbów, ale kiedy ja się pochylam, to ucieka do domku. Bojaźliwa, ale ważne, że ma apetyt.
Hacjendę przejęła Lomi po Pisi, bo to haus wielkości dwóch świńskich domków. W sam raz dla prośki o rubensowskich kształtach. Jestem pod wrażeniem spokoju. Trzymajcie kciuki!
Zapraszam też do wątku Tosi Kruszynki. Haha będę prowadzić dwa niezależne wątki o mieszkających razem świnkach. Uda się? Zobaczymy!
Już na dzień dobry (a w zasadzie na dobry wieczór) Lomi przyprawiła mnie o zawał serca. Ponieważ musieliśmy improwizować z odbiorem, to świnka zaliczyła podróż w kartonie. Wysiadam z samochodu, nakrywam ją, żeby nie zamarzła, przechodzę obok sąsiadki - jej pies obwąchuje nas, po czym szczeka, idziemy do domu, zdejmuję nakrycie i... widzę kompletnie niekumatą Lomi z szeroko wytrzeszczonymi oczami. Patrzę na klatkę piersiową, a ta się nie unosi. Kurna, albo ją za mocno przykryłam (niemożliwe!), albo jak pies szczeknął, to jej serce padło ze strachu. Telefon do Beatrice, nie odbiera, co tu robić. Usta-ryjek? Podnoszę cieple ciałko - a ta zaczyna mi się wyrywać i podgryzać mnie! No super, jak ona za każdym razem zamierza udawać trupa, to ja zejdę przez nią. Dziewczyna przerażona nowym otoczeniem i ja to rozumiem, ale litości

Ale są też dobre wiadomości - i jest ich więcej. Po pierwsze, Beatrce nie ma się czym stresować, układ pokarmowy Lomi działa świetnie, 20 kupek w ciągu godziny

Hacjendę przejęła Lomi po Pisi, bo to haus wielkości dwóch świńskich domków. W sam raz dla prośki o rubensowskich kształtach. Jestem pod wrażeniem spokoju. Trzymajcie kciuki!
Zapraszam też do wątku Tosi Kruszynki. Haha będę prowadzić dwa niezależne wątki o mieszkających razem świnkach. Uda się? Zobaczymy!