Oj dziewuszki, chętnie bym Wam zaserwowała jakieś pyszne jedzonko...razem z deserkiem oczywiście
Jutro zobaczę się z miśkami, poważę i dam znać, jak waga Żurka. Mam nadzieję, że lepiej. Mama nie obserwuje żadnych złych zachowań.
Miałam teraz 6 dni pod rząd pracy (wcześniej 1 dzień szkolenia - większość online i potem 1 dzień wolny...tak od razu

)...I powiem Wam, że jestem wykończona... 10 lat temu nie byłabym taka wykończona

Nie będę się wdawać w szczegóły, ale padam na pysk, na plecy, na nogi, na stopy i na oczy... Codziennie miałam na inną godziną - 7 rano, 13, 8... W końcu mam 2 dni wolnego. Ale stwierdzam 1 - nie żałuję. Nie mam ani 1 myśli pt. "co ja zrobiłam?!". Mam długą drogę do nauczenia się wszelkich procedur itp, i dość mało czasu na to, bo na moim stanowisku zaczynam od początku kwietnia (a właściwie parę dni przed kwietniem), ale nie żałuję decyzji. Świetni ludzie mnie uczą, choć wszyscy są....młodsi...niektórzy nawet o 10 lat... Atmosfera, pomimo nieziemskiego zapierdzielu, jest rewelacyjna. Przyjęli mnie jak starą znajomą, tak jakbym już kilka msc u nich była. Nawet z żywym zaciekawieniem pytają o co chodzi z tym pomaganiem świnkom

Strasznie ich to frapuje, więc opowiadam, jak my tu sobie działamy. Nawet pokazałam moje srebrne świnki i strasznie się podobały
Ale te 2 wolne dni były mi już potrzebne jak psu woda. Codziennie muszę brać ibuprom, tak mnie plecy naparzają. W końcu ponad 5 lat na "ciepłej" posadce zrobiło swoje.
Tak więc plan na jutro - spać, spać spać. Jechać do świnek. Zrobić z mamą faworki, chyba, że mama dziś zrobiła, to jutro dyspensa na gluten!