Acidomid bardzo chętnie.
Grawiśce lepiej już z tym grzybem, na plecach tylko blizna, w lewej rozetce na tyłku też, w prawej jeszcze wielki strup. Co do kandydozy ewidentnej u Turbulencji, to Burakura mi uświadomiła ostatnio, że zgłaszała brzydki zapach z jej paszczy jeszcze przed Świętami (w sensie paszczy Turbuli oczywiście, nie Burakury). A ja zlekceważyłam, bo niuchałam i nic, a idiotka nie skojarzyłam, że przecież od początku grudnia jestem non stop chora, zaraziłam się wirusówką od reszty rodziny, przeszło mi w zapalenie oskrzeli i antybiotyk, po chwilowej poprawie wróciło koło 20 grudnia, drugi antybiotyk, kaszel całe Święta, teraz zapalenie nerwu twarzowego (pamiątka po półpaścu i innym wrednym neurowirusie sprzed kilku lat) I cały czas do bani zatoki. W związku z tym mam bardzo kiepski węch. Ale teraz już czuję ten zacier, niestety
No i oczywiście wzdęcia non stop.
To są efekty diety i stresu, nigdy więcej się nie dam w to wpuścić. Mogę dawać bezcukrowe, ale nie zabierać michę. To nie z nimi takie numery i koniec. Co poradzę.
Na weselszą nutę. Dr Judyta wygoliła Grwisi przed Świętami kuper, w związku z tym wyglądała z tyłu jak puchaty orzech kokosowy z bokobrodami

. Obcięłam resztę coby krócej suszyć przy tych ciągłych kąpielach w nizoralu i manusanie. W efekcie udało się na wyjeździe zrobić fotę stulecia:
Turbulencja też osłupiała:
Ale żebyście nie myśleli, że to jedyny cudak u nas na stanie, to oto fota Potwora Firankowego:

I z półprofilu też:
