A, dziękujemy, rosną sobie zdrowo i brykają, odkryli właśnie radość rycia w żwirku pod matą i podwijania maty ze wszystkich stron.

To już nie takie całkiem maluchy, Kaktus właśnie przekroczył 800g, a Welur w swoim własnym tempie, ale też równo, osiągnął 712.
Żyją w zgodzie - przyjaźń to może nie jest, ale bezproblemowa wspólna miska, czasami zdarza się wspólne hamakowanie, a kiedy Welur zgubił się na wybiegu i nie umiał bidok znaleźć wejścia do klatki, chodził dookoła i popłakiwał, to kumpel wyszedł po niego i do domu zaprowadził.
Kaktus to prosty chłop, który wie czego chce i tego się domaga, charakter ma taki raczej koci - podstawić pyszczek do podrapania pod brodą, dać się pogłaskać w klatce - kiedy ma na to ochotę, to można, ale na rękach to wyrywny jest i potrafi być wkurzony, kiedy już wszystkie smakołyki się zjadły, nowych nie widać, a pójść w swoją stronę nie dają. Oczy zmrużone, łapki pazurkami przebierają, dobrze, że nie gryzie.
Na jedzenie rzuca się zawsze łapczywie, pożera ile się zmieści i trawi leżąc wyciągnięty.
Welur to arystokrata, panicz, delikatniś. Wyjmowany z klatki popłakuje, ale na rękach potrafi się wyciągnąć i łepek we mnie wtulić. Prędzej z niego będzie pieszczoch niż z narwańca Kaktusa.
Jada się powoli i długo, przecież nikt nie pogania, nie zabraknie.
Zdarzyło mi się zmienić im siano - kupiłam rumiankowe, które ich zdaniem było niejadalne, nawet na wyściółkę do spania pod zadek niespecjalnie się nadawało. Siedziały prosiaki przy pełnym paśniku i wołały, że głodne. Z tego głodu to nawet skórki od jabłka z klatki zniknęły, i przestali wybrzydzać na karmę w misce.
Wróciło stare siano to jabłka znowu są be. Za to seler naciowy, natka pietruszki, ogórek, koperek czy gruszka zawsze są mniam!
Pozdrawiamy kwicząco. Pora wrzucić do klatki trochę marchewki na noc, i oni o tym wiedzą
