Niki, oni są świetni obaj, bez dwóch zdań
Leonard oswaja się powoli - w końcu jest laborkiem, więc w głowie ma: najpierw uciekać, a potem się zobaczy. Z drugiej strony, jak już wkładam łapę do klaty, to coraz częściej po pierwszym momencie paniki, udaje mi się go głaskać wewnątrz - staram się go przyzwyczajać, że łapa w klatce to nic złego. Jest żywy, ciekawski i opiekuje się Vitem, jak starszy brat, ucząc go samczych zachowań. Mam w ogóle wrażenie, że jest całkiem miłym prośkiem - poza ostrym konfliktem z dominującym Laurentym, po którym słodki L.Cohen długo leczył rozlegle, ale nie głęboko, pogryziony tyłek, dogaduje się z dobrze z innymi. Vita przywitał bardzo przyjacielsko i kompletnie bezkonfliktowo, wnoszę więc, że ma raczej miłą i nieagresywną naturę, choć nie jest też całkiem uległy. No i chłopaki się zaprzyjaźnili. Dlatego wolałabym już ich nie rozdzielać, bo przechodzą właśnie próbą ogniową: mieszkają w pokoju razem z moimi i tymczasowo moimi babami sześcioma, a przyjaźń trwa. Mam wrażenie, że się z Vitem małym bardzo polubili.