Kolejne łączenie za nami i kolejne niepowodzenie zakończone raną na pyszczku malucha.
Trochę pokręciły dupkami, trochę poszczękały zębami ale żadnej grubszej akcji. Po ok. godzinie nasz Lucuś położył się żeby odpocząć i wtedy maluch zaatakował, bez ostrzeżenia, nagle rzucił się na Lucusia ale że Lucuś większy to się obronił i niestety oberwał maluszek, krew się polała.
Przy każde próbie łączenia jest tak samo, wydaje się, że już jest ok, Lucuś chce odpocząć, przestaje zwracac uwagę na Rokitka a wtedy ten atakuje (rzuca się z zębami na odpoczywającego Lucusia). Od wtorku są wybiegu, dzień i noc obok siebie, wybieg duży ale przedzielony płotkiem. Widzą się, czują, jedzą obok siebie. Obwąchują przez kratki, czasami poszczękają zębami czasami pokręcą tyłkami ale bardzo delikatni i spokojnie. W momencie kiedy znajdują się na wspólnej (nieprzedzielonej) przestrzeni maluch staje się bardzo agresywny, zwłaszcza w momencie kiedy ja nie patrzę. Na wybiegu zdarza mu się też szczękać zębami na mnie.
Poradźcie co robić!? Próbować dalej czy odpuścić?
Jeśli próbować to jak? Bo dotychczasowe metody, zawiodły.
