Dzięki Wam

A zaglądam ostatnio czy coś się nie dzieje i zmykam. Pufy oczywiście zaraz po wizycie w MV znowu miała pogorszenie. Mieliśmy z nią iść znowu, ale ciut lepiej było i uznałam, że i tak nie pomogą, a może być gorzej. Już drugi raz tak było, że było niby ok, a na 2 dzień po wizycie chora (znaczy bardziej). Przykre trochę, bo uświadomiłam sobie, że ona taka młoda, w jej wieku moje szalały, skakały na pudełka, przez panele (i znacznie starsze jak były też) a ona taka ospała jest od początku...ale tak już widocznie musi być. Za to jest przesłodka i cieszę się, że daje się bez problemu złapać, bo jakby była jak Tama, to bym nie była teraz w stanie... Potrafi przebiec cały pokój z pomidorkiem w zębach, żeby się wygodnie ułożyć na legowisku i konsumować, uwielbiam to. Zając w niezłej formie nadal, waga czasem się waha, ale trzyma ok. 770. Puffy odkąd schudła w szpitaliku nie chce przytyć ponad 800 niestety. Ogólnie jest ok. Dostały dziś trawkę, Zając tak się stęsknił, że od kilku godzin siedzi w torebce i je

Puffy już sobie dawno dała spokój.
Porcello ruszam się ile mogę, chodzę na długie spacery codzień. I na prądy tens, tyle mi na razie przepisali. Tylko wciąż nie jest do końca dobrze, nie dostałam jeszcze rehabilitacji, bo ortopeda sobie urlop wziął, o czym nawet nie poinformował, zwolnienie się kończy, ale rehabilitant jak zresztą i ja czuję, mówi, że jeszcze za wrześnie do pracy. Martwię się trochę, ale nie mam ochoty wracać szczerze mówiąc. Za dużo tego wszystkiego było ostatnio. Chwilę do kompa przysiądę i już ból mocno daje się we znaki. Mam za to okazję pospacerować ostatnio po różnych parkach (np. Pole Mokotowskie i okolice), pięknie kolorowo jest...