Jesteśmy po wizycie u weterynarza! Rana została pochwalona i ja też, że tak ładnie ją zabezpieczyłam i się goi (to dzięki wam, dziękuję

). Tasman dostał zastrzyk na wszelki wypadek żeby zapobiec infekcji. Zabrałam też Wiewiórka, bo co jakiś czas kicha, przez 10 dni ma dostawać proszek z rozdrobnionych tabletek rozpuszczony w wit.C, żeby pozbyć się infekcji. Nazw leków nie mam, bo mam dostać opis wizyty mailem a moja pamięć do takich rzeczy jest beznadziejna
Co do weterynarza hymm.. Sympatyczny człowiek, poświęcił nam dużo czasu ale raczej na paplanie i wymizianie Tasmana (a za drzwiami była kolejka..), który go urzekł totalnie, że taki pro ludzki (Tasiek z nim nawet gadał). Po zastrzyku raczej sympatia Taśka względem doktora zniknęła, szczególnie, że tak jak fajnie go miział tak przy zastrzyku był bardzo niedelikatny łapiąc go mocno za kark, pisk był nieziemski i raczej nie z paniki a typowo z bólu

przecież mogłam go sama przytrzymać i było by dla malucha dużo bardziej komfortowo.. Skąd specjalizacja akurat ze zwierząt egzotycznych? Otóż pan doktor jest wielbicielem węży.. w związku z tym, że miał mnóstwo gadów w domu to miał też hodowle szczurów.. i świnek właśnie.. na pokarm..

Przyznał, że było to bardzo trudne, bo jak się zwierząt dogląda, karmi i leczy to ciężko później nimi karmić i nie robił tego osobiście, bo nie potrafił.. stado podstawowe które było na rozmnażanie nie było na pokarm i te prosiaki są teraz w innych domach gdyż węży już nie ma. Aż mnie ciarki przeszły.. no ale wąż też chce żyć.. Podsumowując gaduła straszna, opowiedział mi o swoich zwierzętach i o byłej żonie, zabłysnął wiedzą na temat mojego imienia (większość reaguje, że jak? to jest takie imię?) i został obsikany przez Tasieńka

To by chyba było tyle.