Okład to się przyda miejscowemu wetowi pod oko jak mi recepty nie wypisze dla psa. Kilka-kilkanaście razy byłam u niego w awaryjnych sytuacjach i zawsze facet robi jakieś problemy. Teraz mi się lek dla Toffiego kończy a nie będe jak głupia jechała do siebie do pracy bo po 1. jestem na zwolnieniu i nie chcę się tam pokazywać, po 2 w jedną stronę mam godzinę jazdy a nie najlepiej znoszę teraz jazdę tramwajem, 3 czuję się jakby mnie ktoś kapciem w łeb okładał całą noc. Artur miał nockę, czyli na niego nie mogę zgonić.
Muszę Rudolfowi jeszcze kołnierz kupić bo skubaniec mnie z ta swoją nogą wykończy. W zeszłą sobotę zrobił sobie malutką rankę. Ranka się zagoiła ale tak się lizał mimo skarpetki, że jakaś "bulka" mu się zrobiła. Wet był w domu, widział, dał zalecenia. No ale sprytny Rudi jest najmądrzejszy i w nocy skarpetkę ściąga. No to mu mamunia "kołnierz hańby" zaserwuje

.
Żeby nam nudno nie było to wczoraj złamałam największy nóż od kompletu, który dostaliśmy od ojca :(Muszę odkupić bo aż mi smutno że to zepsułam. Zepsuła się nam lodówka

Też oczywiście wczoraj wieczorem. Sił brak, witki opadają. Na szczęście lodówka była stara jak świat to żalu nie ma. A dopiero wczoraj rano rozmawialiśmy, że trzeba kupić nową.