Cysty a nasza świnka Felcia
: 28 sty 2016, 9:29
Witam wszystkich ,
muszę sie z wami podzielić tym co się stało nasza kochana Felcia nie żyje. To nasza druga świnka , miała prawie 4-lata wspaniała , wesoła,ukochana przez Naszą córkę i zreszta nas też .ostatnio otrzymała wspaniałą klatkę 1,2m długości ,miała hamaczek i półeczkę na których lubiała siedzieć . miesiac temu zachorowała miała zapalenie pecherza -pojawiła sie krew w moczu.Podczas wizyty u weterynarza pani weterynarz stwierdziła cysty które po konsultacji po wyleczeniu naszej Feli mieliśmy operować. Byliśmy już podłamani tą informacją bo nasza poprzednia świnka (rozetka) niestety nie przeżyła operacji ale to było wynikiem tego że cysty były już takie duże ze uciskały na jelitka a świnka nie robiła kupek.mieliśmy do wyboru albo ją uśpić albo ratować ,daliśmy jej szansę ale niestety nie udało się. Dlatego teraz pełni nadziei danej przez pania weterynarz (podobno specjalista od gryzoni) zdecydowaliśmy się ją operować zawczasu operacja była w piatek wieczorem odebraliśmy świnkę z lecznicy widziałem że tak jak ostatnio z felcią nie było kontaktu ale to normalne po narkozie tak nam powiedziano była bezwładna tylko krótki oddech .w domu leżała sobie na specjalnym podkładzie miała wszystko co trzeba.rano po powrocie z pracy córka spała patrzyłem na naszą świnkę ,była nadal jak w narkozie na nic nie reagowała nie pi la ze szczykawki nic a nic tylko ten krótki oddech .Zgodnie z zaleceniem w ten drugi dzień pojechaliśmy na rewizytę do gabinetu .Pani weterynarz niestety juz inna ogladała ja podała jej kroplówkę i środki przeciwbólowe ,przecież ją widziała i nic ją nie zapokoiło ? wydała nam ją do domu .Byliśmy przekonani że to chyba jeszcze normalne takie jej zachowanie ,leciała przez rece tylko czasami jakieś drgawki ja juz miałem złe myśli bo przecież pani weterynarz która operowała nasz a felcie mówiła ze na drugi dzień dojdzie juz do siebie a za 10 dni mieliśmy przyjść na ściągnięcie szwów .Niestety nasza felcia z soboty na niedzielę o drugiej w nocy na rekach mojej córki syna i zony po walce o zycie odeszła od nas.Juz oszczędzę opisu tego bólu i rozpaczy szczególnie mojej córki bardzo wrazliwej i uczuciowej. Mam wielki żal do pani weterynarz że po raz drugi to sie stało mam prawo sadzić że nie zrobiła wszystko co mogła (zawiodła czujność może rutyna albo co gorsza po prostu kolejny klient )aby do tego nie doszło Dlatego do Wszystkich apel jeżeli bedziecie w takiej sytuacji bądzcie dociekliwi stanowczy i wymagający w stosunku do weterynarzy . Zostały teraz tylko traumatyczne przeżycia i niezapomniane chwile z nasza felcią
muszę sie z wami podzielić tym co się stało nasza kochana Felcia nie żyje. To nasza druga świnka , miała prawie 4-lata wspaniała , wesoła,ukochana przez Naszą córkę i zreszta nas też .ostatnio otrzymała wspaniałą klatkę 1,2m długości ,miała hamaczek i półeczkę na których lubiała siedzieć . miesiac temu zachorowała miała zapalenie pecherza -pojawiła sie krew w moczu.Podczas wizyty u weterynarza pani weterynarz stwierdziła cysty które po konsultacji po wyleczeniu naszej Feli mieliśmy operować. Byliśmy już podłamani tą informacją bo nasza poprzednia świnka (rozetka) niestety nie przeżyła operacji ale to było wynikiem tego że cysty były już takie duże ze uciskały na jelitka a świnka nie robiła kupek.mieliśmy do wyboru albo ją uśpić albo ratować ,daliśmy jej szansę ale niestety nie udało się. Dlatego teraz pełni nadziei danej przez pania weterynarz (podobno specjalista od gryzoni) zdecydowaliśmy się ją operować zawczasu operacja była w piatek wieczorem odebraliśmy świnkę z lecznicy widziałem że tak jak ostatnio z felcią nie było kontaktu ale to normalne po narkozie tak nam powiedziano była bezwładna tylko krótki oddech .w domu leżała sobie na specjalnym podkładzie miała wszystko co trzeba.rano po powrocie z pracy córka spała patrzyłem na naszą świnkę ,była nadal jak w narkozie na nic nie reagowała nie pi la ze szczykawki nic a nic tylko ten krótki oddech .Zgodnie z zaleceniem w ten drugi dzień pojechaliśmy na rewizytę do gabinetu .Pani weterynarz niestety juz inna ogladała ja podała jej kroplówkę i środki przeciwbólowe ,przecież ją widziała i nic ją nie zapokoiło ? wydała nam ją do domu .Byliśmy przekonani że to chyba jeszcze normalne takie jej zachowanie ,leciała przez rece tylko czasami jakieś drgawki ja juz miałem złe myśli bo przecież pani weterynarz która operowała nasz a felcie mówiła ze na drugi dzień dojdzie juz do siebie a za 10 dni mieliśmy przyjść na ściągnięcie szwów .Niestety nasza felcia z soboty na niedzielę o drugiej w nocy na rekach mojej córki syna i zony po walce o zycie odeszła od nas.Juz oszczędzę opisu tego bólu i rozpaczy szczególnie mojej córki bardzo wrazliwej i uczuciowej. Mam wielki żal do pani weterynarz że po raz drugi to sie stało mam prawo sadzić że nie zrobiła wszystko co mogła (zawiodła czujność może rutyna albo co gorsza po prostu kolejny klient )aby do tego nie doszło Dlatego do Wszystkich apel jeżeli bedziecie w takiej sytuacji bądzcie dociekliwi stanowczy i wymagający w stosunku do weterynarzy . Zostały teraz tylko traumatyczne przeżycia i niezapomniane chwile z nasza felcią