No, jak szukałam świnek dla siebie, to mi ruby proponowała Stuarta - pamiętacie? Taki totalny luzak

Ale stwierdziliśmy stanowczo z tż, że dzieci się tych oczu przestraszą i będą miały koszmary, no i generalnie nie. Jaki to był błąd

Wzięłam trzech, pięknych, fakt, kolorowych i wiecznie tłukących się facetów, z których tylko jeden nie bał się ludzi, resztę długo przyzwyczajałam do siebie, a z dzieciakami omijali się z daleka. W sumie od niedawna zostawiam Rudego z nimi, bo wiem, że ani dzieci, ani on się nie denerwują, nawet daje się im miziać.
A potem wiozłam Yetiego - odebrałam w Wawie, pojechał i posiedział z nami w Kielcach i w końcu dotarł do Wrocka, skąd dość szybko zabrał go mąż gemi. I od tamtej pory moje dzieciaki uważają, że nie ma piękniejszych świnek niż białe, ale muszą koniecznie mieć czerwone oczka. U mojego Chleba - beżowy - najbardziej lubią czerwone oczka.
Zdziwiłam się, nie powiem, ale też jak patrzę na laborantki, to mam wrażenie, że mimo wszystko one są właśnie mało fotogeniczne, w jakimś trudnym do uchwycenia sensie. Bo faktycznie, jaki pisze PFF - kompozycyjnie są wyjątkowe, biel z małym, błyszczącym, czerwonym akcentem - idealnie. Ale to jakoś bardziej widać na żywo, nie wiem czemu. Może dlatego, że na zdjęciach nie wychodzi miękkość futerka? Pojęcia nie mam. Poślę dzieciaki do szkoły i się zmierzę z tematem - zobaczymy, co wyjdzie.