Na druga swinke nawet nie spojrzal.

Nie poczulam sie ani troche uspokojona... Po powrocie staralam sie wepchnac cos malej ale wypluwala. Jablko, salata, marchew, ogorek... Nic do pyszczka nie wziela. Wiec nawalilam siana, suszow wszelkiej masci, lipy, pokrzywy, blawatka, zeby chociaz to suche skubala. Pije tez duzo, wiec mam nadzieje, ze jej nie zaczopuje.
Dzis rano umowilam sie na wizyte u kolejnego weta, teraz juz dopytalam o badanie zgryzu, poczytalam o klinikach na necie i jestesmy umowieni na jutro.
W miedzyczasie maz zdal mi relacje, ze mala skubnela jablko i buraka. Ale zobaczymy co jutro sie dowiemy. Wole dmuchac na zimne. A dzisiaj czeka mnie jeszcze po pracy wyprawa w poszukiwaniu transportera dla moich dwoch sierotek. Matko co za kociol...
Zachcialo sie byc podwojna swiniaczkowa mama...
