I już wszystko wiadomo. Wymacane coś to był kaszak ale rosnący odwrotnie, czyli nie jak to przystało na porządnego kaszaka na zewnątrz, ale do środka do szyi. Za parę dni Złotka by mi się udusiła. Jest wycięte, oczyszczone, zaszyte i zrobiony makijaż. Tylko kobitka mimo godzin od operacji nadal taka trzepnięta jakaś. Mam nadzieję, że się pozbiera a osłabienie organizmu po zabiegu nie wprowadzi dziada wirusa, jeśli się jeszcze gdzieś panoszy przed bocznymi drzwiami, do środka. Dealerekę prochów znowu dostałam, tylko strzykawek muszę dokupić.