Znowu kłopoty...
Wyznaczyliśmy jeden dzień na sprawdzanie kaszaków u Leona. No i dziś sprawdzamy, kaszaków nie ma, jakieś tam dwa małe strupki po zastrzykach i nagle patrzymy, a tu tyłek znów rozwalony, jakby ta rana się rozeszła... Fakt, tylko ta zewnętrzna warstwa skóry, w sensie płytkie to jest i nie leci krew, ale i tak jest

Mąż pojechał do Oazy, bo najbliżej, zobaczymy co powiedzą. Żeby tylko znów nie trzeba było chłopaków rozdzielać, bo to się można zastrzelić potem z tym łączeniem.
Nie sądzę, żeby Baran mu to rozpracował, w dziób by dostał, gdyby tknął jego tyłek. Sam sobie musiał to zrobić

Nie boli go to, więc tyle dobrego, ale i tak mi smutno. Kurde, prawie 3 tygodnie od zabiegu, 10 dni ze szwami, 9 dni po zdjęciu szwów!

Może nic z tym nie każą robić... Karmeli trzeba było szwy po operacji zdjąć, bo miała uczulenie i też sobie popylała z taką płytką raną, aż się zagoiło. Ano i właśnie, Karmeli oczko się podrażniło, muszę przemyć. Tylko niezłomne rodzeństwo Kawa & Baranek nie robi mi dodatkowych niedzielnych atrakcji i oby tak zostało.
Dobrze choć, że upały przeżyli wszyscy bez szwanku, choć w domu 28 stopni było.