A ja jestem od rana we łzach. Mimo co tygodniowych kontroli w Medicavecie moja Tasieńka wylądowała znów w szpitalu. Rana nie chciała się zagoić i znów się bardzo powiększyła. Znowu potrzebny antybiotyk i zastrzyki przeciwbólowe. Kochana Jola zawiozła ją dziś rano na kolejną kontrolę i tak jak myślałam Taniusia musi zostać i to co najmniej na 10 dni. Płakać mi się już chce a nawet wyć bo ja co rano ją tule i co rano próbuje opatrywać tę ranę, zrywać te strupy, czyścić i smarować. Robię co mogę a to paskudztwo się odnawia. Dziś żegnałam się z Tanią a ona mi się skarżyła no bo leczę ją już od 12 sierpnia i od tego czasu nosiła kołnierz. Przecież to masakra. Nadzieja w dr Kasi, która ma się nią zaopiekować. I ja jej ufam, ze zrobi to najlepiej.
Mnie została Misia, która bardzo tęskni za mamą Tasią i skarży mi się smutno. Patrzy na dziewczyny za ścianki i widać, że też jest jej źle. I wszystkim nam smutno ...
