
Taaa kotami to na pewno będzie obłożona.
My też za różem nie jesteśmy

Jak mała pójdzie w moje ślady to ja raczej "chłopczycą" byłam.
We wtorek wieczorem zaczął się u nas Armageddon. Toffi zjadł coś spod śmietnika u sąsiadki. Jazda była całą noc bo się nie mógł załatwić. Co godzinę, półtora biegałam z nim na dwór. Artur wrócił dopiero po 2 w nocy z pracy i zmiana była i on biegał. Potem jeszcze zwymiotował. Jakby mięsem jakimś

Może kość w nim była i stąd te akcje z kupą. Rudolf nieprzytomny był i nie wiedział po co ma wychodzić tak często na dwór. Artur go pod pachą wynosił. Rano byłam tak wykończona, że pomyliłam dzika z sąsiadem. Myślałam, że się sąsiad schyla i coś zbiera

Szkoda, że po 6 rano.
Do tego koty się znarkotyzowały nowymi zabawkami z kocimiętką. Ginger wymiotowała, szalała, napastowała Rudolfa. Noc z piekła rodem. Ale u nas normalnie nie może być. MAm kilka nowych fotek ale to musicie mi przypomnieć bo mam zaniki pamięci