Dalej nie ma nic ewidentnego. Ze wzgl. na troszkę suchych smarków przy nosie Dr zleciła antybiotyk. Co prawda ja nie słyszę, aby on kichał i nic z nosa nie wycieka, ale może jakiś przewlekły stan zapalny się toczy? Temperatura lekko podniesiona. Miał zrobiony RTG- tu się też nie było do czego przyczepić, no może poza kośćmi żeber, które mają dziwną strukturę w jednym miejscu . Na zdjęciu w jelitach bobki są nawet dość liczne, bo w badaniu palpacyjnym świnka wydaje się być pusta. I takka... wiotka. Mam wrażenie, że połowa Simona mi została..
Zęby lekko skorygowane, bo przez to że nieco mniej je- wtórnie przerosły. Tolfina przeciwbólowo. A- jeszcze Ornipural na wątrobę dostał. Czyli trzy zastrzyki na dzień przez pierwsze dni. Mam nadzieję, że coś zadziała na to coś, co mu jest.
Wiem, że smęcę. Chciałabym napisać coś optymistycznego, ale się nie da
Dziś tow ogóle jakiś horror przeżyłam.. Pojechałam do Trójmiasta z pięcioma świnkami, a wróciłam z trzema.. Jedna została w próbnym DS- i to jest jedyna dobra informacja.
Mroku, czyli tymczas z wirtualnych mało nie przyprawił mnie o zawał. Miał mieć kolejną korektę, a wyszło, że ma ropień w żuchwie i musiał zostać w lecznicy na zabieg. Załamałam się dosłownie, bo nie wiem jak sobie poradzę z dwoma świnkami na ręcznym karmieniu. Mnie czasem w domu 14 godzin nie ma.. Jednego jeszcze mogę do pracy przemycić (choć nie zawsze), z dwoma to na pewno nie przejdzie. Normalnie mam wrażenie, że pod ścianą stoję- nie mam pojęcia, co dalej. Poza tym- przywiązałam się do świniaka, dzielny jest bardzo. A tu takie coś... Wyłam całą powrotną drogę.
Fajnie jest mieć dużo świnek, ale czemu one chorują? Zdrowe powinny być i bezawaryjnie dożywać późnej starości.