Czas pędzi jak wariat.... Halny...
W niedzielę rano znalazłam w klatce krew - tak jakby któraś sikała krwią. Oczywiście - żadna się nie przyznała, do wyboru 3 - Ginger, Destiny i Malina....
Myślę, może kamień wydaliła któraś... Obserwacja trwała do dziś - nic takiego nie powtórzyło się. No ale jak nie sprawdzę, to mnie to męczyć będzie. To pojechaliśmy dziś do dr Izy, po południu. Trzy golone brzuchy, trzy USG. I nic niepokojącego. Z pęcherzem. Niestety Ginger wyhodowała sobie cystę, 3x2 cm, duża... Kwalifikuje się do zabiegu... o ile echo będzie zadowalające. Czekamy też na wyniki krwi na tarczycę (przy pobieraniu tak się darła, jakby ją ze skóry obierali). Malina przy USG próbowała skakać na główkę. Tylko Destiny zachowywała się kulturalnie, do momentu aż doktor nie chciała jej przeczyścić gruczołu, bo okazuje się że ma nadprodukcję. Wtedy z nerwów mało nie zemdlała...
No i przegapiłam świętowanie tego, że Białasy stały się moje - 9 grudnia moje żarłacze, minęło nam dwa lata razem....
A 19 minie 3 lata razem z Destiny moją kochaną - choć chyba powinnam świętować na równi jej przyjazd do mnie w kwietniu...
I tylko Flair nie ma swojego święta. Na pewno jest ze mną najdłużej - bo od kwietnia/maja 2013...